Rozdział 9

42 5 7
                                    

- Ty, ale wiesz, że to mój pionek?

Zapadła cisza, kiedy Viggo zamrugał kilka razy i coś faktycznie sobie uświadomił. Przycisnął złożone w piramidkę palce do ust. Patrzyli na planszę, nie do końca chyba wiedząc, co się wydarzyło. I wszyscy grający pionki, i gapiowie, i gracze.

Viggo wstał.

- Ty... teraz mój ruch, nie? - spytał Sączysmark tonem, jakby szturchał patykiem śpiącego Szeptozgona.

- Twój.

- No to... ten gościu co go wspólnik przekabacił... - rzucił spojrzenie na przeciwnika, który wpatrywał się w planszę, jakby śledził każdy najmniejszy wykonany ruch - ... zbij wodza.

Bonk.

- Co tak mocno, ej... - syknął uderzony płazem miecza w głowę wódz łowców, ale szybko powróciła cisza.

- Który moment wykorzystałeś? - spytał Viggo. Tak cicho, że tylko dobra dykcja sprawiła, że Sączysmark coś zrozumiał.

- No... najpierw wysłałeś łodź na prawo, no to trzeba było smokiem na lewo...

- Mhm. - to była definitywnie zachęta do kontynuowania.

- Wtedy zbiłem ci kilku ludzi na dużej łodzi, no to smok przeniósł się tutaj...

- Mhm...

- Wspólnikiem musiałem uciekać przed twoim zwykłym gościem...

- Mhm...

- I eeee... no tego... jakoś przestaliśmy się tam patrzeć, bo podbiłeś mi do wodza...

- Tak! - pstryknął palcami - Dokładnie! Zupełnie przestałem patrzeć na tamtą stronę planszy, właśnie! Ale... jak zrobiłeś tam ruch, którego nie zauważyłem?

- No... musiałeś ruszyć wodzem, bo smok by go dopadł... ja zabrałem wspólnika na tamtą wysepkę, ale ty użyłeś tamtego gościa, który wcześniej stał koło wspólnika, żeby ochronić wodza. Tyle że no... gościu nie był już twój.

- Miałeś to przemyślane, czy jakoś tak wyszło? - spytał, jakby od odpowiedzi na to pytanie zależały losy świata.

- No... to, że zaczęli się gonić wyszło, ale kiedy zaczęła się tamta akcja z moim wodzem, to w sumie pomyślałem, że możnaby było spróbować zrobić sobie podkład pod własną. Przegrałem tyle razy, że gdyby i tym razem nie wyszło obronienie wodza, to nic by nie zmieniło. No i ty raz tak zrobiłeś, pamiętasz?

- To, co ty zrobiłeś w tej partii to absolutny, najbardziej pokręcony i zmieszany ponad wszystko miszmasz moich strategii, czystego przypadku i odwracania uwagi, poklejone twoim sposobem myślenia... - obrócił się w jego stronę, i Sączysmark nie wiedział, czy nie chce przypadkiem uciec - Niesamowite. - skwitował, łapiąc Sączysmarka za ramiona - Po prostu niesamowite.

- Wszystko z tobą okej? - spytał powoli.

- Nie wiem. Chyba nie. Przegrałem w Szpony i Topory z młotkiem, który nie umie pomyśleć w przód, zanim coś powie.

- Ty mnie teraz obrażasz czy co?

- Nie wiem.

- Serio jesteś dziwny.

- Teraz to zauważyłeś? - puścił go, jeszcze raz patrząc na planszę - Wygrałeś ze mną, w najbardziej podstawowej wersji tej gry. W coś, co ja uczyłem się robić od nastu lat. Tylko dlatego, że przegrałeś wystarczająco razy, żeby posklejać moje własne poczynania w całość tak, że ani razu się nie zorientowałem... genialne.

- Serio? - Sączysmark uśmiechnął się mimochodem.

- Tak... jak najbardziej, tak.

Klasnął w ręce;

I będą mogli mi skoczyć... - Jeźdźcy Smoków: Na Końcu Świata, AUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz