Rozdział 5

37 5 2
                                    

- Przypomnisz, czemu lecimy na cmentarz? - spytał Sączysmark.

- Bo Johann ukrył tam soczewkę. - odparł Viggo - Jak skończony kretyn.

- Mnie też wyzywasz za plecami? - Krogan zniżył lot tak, że powiew ze skrzydeł Paszczogona wytrącił Szczerbatka z równowagi. Nie ma szans, że to przypadek.

- Zdarzało się. - odparł Viggo, rozcierając otarcie na łokciu, którego nabawił się przez zahaczenie o jakiś samotny maszt pośród mgły.

Chwilę potem musieli się zatrzymać. Powód? Smoczyca była za duża, żeby lecieć między statkami. Po dość burzliwej wymianie zdań, Krogan zgodził się lecieć nad masztami, pilnując, czy nikogo wiatry nie ściągną, podczas gdy Sączysmark i Viggo mieli dostać się na statek o nazwie Zbieracz i zabrać stamtąd soczewkę. TYLKO soczewkę.

- Tutaj. - Viggo skierował ich na prawo. Sączysmarka denerwowało trochę, jak wolno lecą i jak często się zatrzymywali, ale brał poprawkę na to, że nie chciał wyciągać ich z wody.

Wylądowali na burcie wyznaczonego przez Viggo statku, więc Sączysmark mógł odczytać napis na dziobie; nie dziwota, że statek wydawał się znajomy!

- Ty, ale to Kosiarz jest! - zawołał, kiedy Hakokieł wpełzł już na w miarę poziomy mostek.

Zmiana autorki: Kosiarz nie został zatopiony przez węgorze, kiedy pobili się tam z Dagurem.

- Wiem. Zbieracz zawsze płynął dwa rzędy za nim, więc pewnie nie jest daleko. A ja muszę coś zrobić. - zsiadł ze smoka i stanął przy sterze - Stój gdzie stoisz, jeśli nie stoisz na pułapce. Zaraz to naprawię. - kucnął i wyjął jedną z luźnych desek. Przeciął trzy linki znajdujące się we wnęce pod podłogą i skinął głową na Sączysmarka - Mostek i przejście do ładowni bezpieczne.

- O co ci zaś chodzi? - chłopak i tak patrzył pod nogi, kiedy do niego podchodził.

- Pamiętasz, ile pułapek aktywował Czkawka, kiedy byliście tu ostatnim razem?

- Wszystkie jak leci? - wzruszył bezradnie ramionami.

- W ten sposób... jak on jeszcze żyje?

- Nie mam bladego pojęcia. Wiesz, ja dostałem piorunem z dziesięć razy, a ty spadłeś do aktywnego wulkanu. Mamy tyle samo punktów przeżycia, zgaduję.

- Fakt. Na pokładzie powinny być jeszcze jakieś zapadnie, więc uważaj. Kiedy zejdziemy pod pokład, trzymaj się dwóch środkowych rzędów desek, chyba, że lubisz wpadać na pułapki. - po tych słowach zszedł po balustradzie schodów na pokład, i potem do ładowni.

- A ty skąd to wiesz??? - jedna ze spróchniałych desek schodów trzasnęła pod jego nogami, jednak kiedy sturlał się na sam dół, nie aktywował ani jednej zapadni czy spadającej siekiery.

- Się wkradało dziadkowi na statek, to się wie. - Viggo pomógł mu wstać i poszedł dalej. Nie szedł dwoma środkowymi rzędami, a raczej wyglądał, jakby świetnie bawił się, przeskakując między zdradliwymi miejscami po całej szerokości korytarza.

- Chwila, kapitan Kosiarza to był twój dziadek?! - Sączysmark dogonił go akurat, kiedy stanął przed kajutą kapitana.

- Kapitan nie. Czarciousty z krwi i kości dowodzący tym statkiem był jakimś moim stryjem. Wiesz, rodzina była spora, inaczej z naszym umieraniem w polu ród wygasłby po kilkunastu latach. - zapukał w wyważone uderzeniem plazmy drzwi i wszedł do środka jak do siebie. Westchnął, patrząc na samotną rękę szkieletu, leżącą pod ścianą, oraz pancerz pełen kości, siedzący na krześle za stołem - Szkoda tylko, że w ostatnią podróż życia stryj zabrał swojego najlepszego przyjaciela, ex-wodza naszej wyspy. A on... cóż, zabrał Smocze Oko. - wyrwał z blatu siekierę i zaczął się za czymś rozglądać, tylko chwilowo zawieszając wzrok na czaszkach smoków powieszonych na ścianach.

I będą mogli mi skoczyć... - Jeźdźcy Smoków: Na Końcu Świata, AUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz