Rozdział 11

40 4 11
                                    

- Co się stało? - Czkawka patrzył ponad dachami na słup czarnego jak smoła dymu.

- Odezwał się Loki, obawiam się. - westchnęła Astrid.

- Wnioskujesz to po śmiejących się dziko bliźniakach na swoim smoku, każde z dzikiem pod pachą?

- Tjaaaa...

- Nieprawdopodobne.

- Czkawka, spaliliśmy Sączysmarkowi pokój!! - krzyknął Mieczyk.

- Ale chata cała?!

- Eeeee- - bliźniaki spojrzały po sobie.

- Do uratowania, o ile pomogą! - matka Sączysmarka zakasała rękawy i chwyciła za wiadra z wodą - Wasza pomoc też mile widziana!

Astrid i Czkawka spojrzeli po sobie, po czym polecieli do studni, napiełniać wiadra.

Kilka minut potem dach był już ugaszony. Bliźniaki przybiły sobie piątkę, zaraz zanim podskoczyli, spinając się jak koty złapane za karki.

- No, a teraz marsz po deski i naprawiać dach. - matka Sączysmarka pociągnęła ich za uszy w stronę ich smoka - Jak nie wyrobicie się do wieczora, to będziecie jeszcze go malować, więc raz-raz!

- Czkawka nam pomoże, co nie? - Mieczyk rozejrzał się i zmarkotniał - Czkawka?

- Uciekł z Astrid. - westchnęła Szpadka - Chyba nie mamy wyboru...

...

- No to co mi chciałeś pokazać? - Astrid schyliła się, przechodząc pod płachtami wywieszonymi na krokwiach kuźni.

Czkawka podprowadził ją pod coś przykrytego płótnem. Zerwał je, ukazując drewnianą podstawę udającą smoczy grzbiet, oraz błyszczące nowością siodło. Miało kilka różnych uchwytów, odczepiane małe torby i zaczep na broń. Drewniane elementy pomalowane były na jasny niebieski, z dodatkiem wzorka udającego łuski Śmiertnika.

- To... dla mnie?

- Projekty miałem gotowe od jakiegoś czasu, pamiętasz, mieliśmy burzę mózgów na temat nowych siodeł. No a... pomyślałem, że twoje stare jest już mocno wytarte i chciałabyś takie, które możesz wziąć na dłuższą podróż.

- Jest cudne... - przesunęła dłonią po szwach - Dziękuję.

- Jeden z dwóch prezentów, jaki dla ciebie planuję na Snoggletog.

- Dowiem się, jaki jest drugi?

- Wrócę do żywych. - złapał ją za rękę - Na stałe. Znaczy wiesz- jakiś mały upominek też skołuję- ale-

- Nie musisz. - przerwała mu - Naprawdę, nie musisz nic więcej kupować. Lepszego prezentu nie wymyślisz.

- Naprawdę?

- Dla mnie idealny.

Ciężko powiedzieć, czy Czkawka był zaskoczony, kiedy Astrid przycisnęła swoje usta do jego. Wiedział za to, że definitywnie trafił z prezentem.

***

- Ślina Szczerbatka NIE wystarczy. - pokazał pokrytą krwią dłoń, którą chwilę wcześniej przyciskał przesiąkający opatrunek do boku.

- Coś ty zrobił?! - Sączysmark pomógł mu usiąść.

- Nic. Szedłem. Nawet się nie potknąłem, tylko dwa razy byłem na schodach i przesunąłem beczkę. Otworzyła się sama.

Wzrok ich obojga przeniósł się na przybornik z igłami.

- Nie... nie, nie ma mowy, nie dam rady!

- Słuchaj, nie znalazłem ani skrawka materiału, który nadawałby się na ogon. Nie wydostaniemy się stąd dzisiaj ani jutro, a tym bardziej, kiedy jest realne ryzyko, że się wykrwawię. Hakokieł może nieść Szczerbatka, ja usiądę koło ciebie, rozbijemy to na raty i jakoś dotrzemy do Końca Świata. Ale nie ze mną w tym stanie.

I będą mogli mi skoczyć... - Jeźdźcy Smoków: Na Końcu Świata, AUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz