Rozdział 2

64 6 50
                                    

- Nawet sok jakiś inny, kiedy ktoś stawia! - uśmiechnął się, odstawiając kubek na blat. Rzucił spojrzenie na talerz rozmówcy - Będziesz... to dojadał?

- Nie, jest twoje. - Łowca podsunął mu swój nadjedzony stek z jaka. Kiedy Sączysmark zajadał się dodatkową porcją, tamten zaczął mówić. Był to wyraźnie inny osobnik, niż ten poprzedni, a jego głos wydawał się ciut znajomy - Sprowadziłem cię tu, ponieważ chcę zaproponować ci układ.

- Jafi? - spytał z pełnymi ustami, robiąc co mógł, żeby nic nie wypluć.

- Chciałbym kontynuować w bardziej ustronnym miejscu, w pokoju na piętrze, jeśli ci to nie przeszkadza. Zjedz i pogadamy.

Chłopak szybko dokończył stek i podreptał za Łowcą na piętro. ,,Już ja ci pokażę układy, jak pójdziemy na układ to wyśpiewasz wszystko, a w zamian Hakokieł nie spali cię na skwarek." uśmiechnął się pod nosem. Rozmówca przepuścił go w drzwiach, a Sączysmark znalazł się w prostym, małym pokoiku na nocleg. Dość małe okienko z drewnianymi, pasującymi do siebie okiennicami, metalowy świecznik, proste łóżko i deska zawieszona na ścianie tak, że mogła być blatem stołu i półką na rzeczy na raz.

(Pierwsza meblościanka, smokizowane.)

- Wybacz za aż taką poufność, ale ostatnimi czasy straciliśmy jako organizacja tutaj, na Rynkach. - Łowca wszedł do środka, zamknął za sobą drzwi i sięgnął ręką do kaptura, zsuwając go na plecy. Nie musiał nawet zdejmować z nosa i ust maski. Rozległa blizna na lewej stronie twarzy i pobielałe oko wystarczyły, żeby Sączysmark skoczył w bok i wycelował w niego przedmiotem najbardziej nadającym się do walki w tym pokoju: świecznikiem.

- Tylko spokojnie, nie chcę powodować bójki.

- TA?! A co robisz od roku?! - zmrużył oczy. Nie myśląc dużo wziął zamach i uderzył świecznikiem trochę na oślep, czego jego domniemany cel zwinnie uniknął.

- Ja chcę tylko sprzedawać smoki na uboczu, to wy mieszacie mi się w interesy, ale mniejsza. - Viggo pokręcił głową - Jednak co mnie zastanawia: z kim myślałeś, że rozmawiasz? - metalową częścią karwasza sparował kolejny cios - Jestem Łowcą, jak sam zauważyłeś i chyba lepiej dla interesów, kiedy rozmawiam z tobą ja, czy niż któryś z moich podwładnych, czyż nie?

- Ty nie patrz się tak na mnie tym swoim... bardzo... niefajnym wzrokiem. - syknął Sączysmark, z niepokojem przypominając sobie, że drzwi otwierały się do wewnątrz, więc nie mógł po prostu na niego skoczyć, rzucić go na ścianę korytarza i zwiać. A zwiać to bardzo chciał, bo w głowie odżyło mu "pilnuj, żeby nic nie odstawił" rzucone przez Czkawkę na odchodnym podczas walki z Ogniową Burzą. I cudna konwersacja potem, doprawiona taką ilością śmiesznych tekstów, że do teraz się zastanawia, czy któryś z nich nie był dobrze zawoalowaną obelgą.

- Dalej cię przerażam? - odgadł - Proszę cię tylko, żebyś wysłuchał, co mam do powiedzenia. Mogę zrobić też tak. - wyciągnął zza pleców miecz za półdarmo z przydomowej kuźni i położył go na łóżku - Lepiej?

- Trochę. - schylił się i pociągnął miecz w swoją stronę, jednak przedmiot okazał się niespodziewanie źle wyważony i lekki - Jeny, ty tym tak o ło se machasz? Trochę współczuję, ręce muszą boleć, to badziew!

- Jak sam zauważyłeś, nie używam go często. I tego nie lubię, to nie mój ulubiony rodzaj broni. Słowa są lepsze.

- Wróćmy może do kwestii czego ty ode mnie chcesz? - porzucił miecz i wrócił do swojego świecznika. Lepszy do nokautu.

- Możesz go odłożyć, dobrze wiemy że nawet, jeśli zechcę coś ci zrobić, to w ostatnim momencie zjawi się Czkawka na Nocnej Furii i uratuje sytuację, zanim cokolwiek zdąży zaboleć. - wzruszył ramionami.

I będą mogli mi skoczyć... - Jeźdźcy Smoków: Na Końcu Świata, AUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz