Rozdział 2

28 5 5
                                    

Wylądowali na skraju wyspy, nadal zanosząc się cichnącym już, ale obecnym śmiechem.

- Szczerze? Widzę już, co w tym pokochaliście. - Viggo wcisnął hełm na głowę Sączysmarka, opierając ręce na kolanach i łapiąc oddech.

- A nie mówiłem? Jest adrenalina, co? - chłopak wytarł dłonie o spodnie - No i pierwszy raz widzę, jak się śmiejesz, a nie robisz ten swój chichot mordercy.

- Oj dałbyś już spokój, mówiłem ci, że traktuję cię inaczej. - odchrząknął i wyprostował się, wracając do bardziej swojego zachowania. Wytarł oczy, które same łzawiły od pędu powietrza; drogę, która powinna im zająć półtora godziny, pokonali w niecałą jedną. Podczas tego lotu jego wnętrzności wszystkie zamieniły się miejscami po kilka razy, ostatecznie jednak chyba wracając na swoje miejsca.

Obejrzeli się na smoki, które żywo ze sobą konwersowały, wydając większość ze swoich możliwych dźwięków.

- Hehe... musimy się kiedyś pościgać. - oświadczył Sączysmark - Ale bez zabierania fantów! Mam chyba wszystko, co mi zabrałeś teraz...

- Ach czyżby??? - Viggo pokazał trzymaną w ręce sakiewkę.

- Ty kieszonkowcu jeden- oddawaj! - wyrwał mu ją z ręki i przeliczył na szybko monety - Brakuje-

- Trzech? - Viggo rozpostarł palce, między którymi magicznie pojawiły się złote krążki - Czy może czterech? - odgiął kciuk, na którym w równie tajemniczy sposób pojawiła się kolejna.

- Taa... - zabrał mu trzy, a po namyśle i dyskretnym policzeniu sięgnął i po czwartą - Musisz mnie tego nauczyć.

- Może kiedyś. - machnął ręką, a czwarta moneta zniknęła bez śladu - To wymaga treningu. I... - otworzył drugą dłoń, w której pojawiła się zguba - cierpliwości.

(I mean w serialu była scena gdzie bawi się tak soczewką, tłumacząc Johannowi jak działają te króla, nakręciłam się na ten koncept XD)

- Heh. - tym razem odzyskał ostatnią monetę i uśmiechając się pod nosem wrzucił ją do sakiewki, zaciągając porządnie sznurki i zawiązując je na dwa razy - Spróbuj ukraść coś teraz!

- To ma być wyzwanie?

- Nie! - przytulił do siebie sakiewkę i podreptał do Hakokła, żeby schować pieniądze z dala od wścibskich łap.

Szczerbatek skończył ożywioną gadkę z kumplem i usiadł na skraju małego urwiska, patrząc w stronę, z której przylecieli. Spojrzał za siebie i nastroszył uszy, słysząc kroki, jednak tylko westchnął i wrócił wzrokiem do horyzontu.

- Już tylko kilka dni, obiecuję. Ale jak widzę, zaczynasz się do mnie przekonywać? - chciał poklepać smoka po szyi, jednak Szczerbatek kłapnął mu zębami zaraz przy palcach - Nie zapędzać się. Jasne, zrozumiałem. - Furia wróciła do obserwowania rozmytego horyzontu - A i... dziękuję za tamtą akcję z Krzykozgonem. Oj wiem, niezbyt się odwdzięczyłem... - przewrócił oczami, widząc spojrzenie Szczerbatka i drapnięcie obroży, które dość jasno przypomniało mu, co zrobił zaraz po uratowaniu go z paszczy albinosa - Ale... widzę, że może było to niepotrzebne.

Szczerbatek obejrzał się i podniósł ogon, ruszając swoją naturalną lotką na boki, podczas gdy proteza pozostawała w miejscu. Opuścił ogon i spojrzał na Viggo poważnie.

- Nie masz wyboru, no tak.

- Ej bo się jakoś ciężko robi na atmosferze! - odezwał się nagle Sączysmark - Odstawmy ich do stajni i ukradnijmy ze dwa kosze ryb, należy im się. - pogłaskał Hakokła po pysku.

I będą mogli mi skoczyć... - Jeźdźcy Smoków: Na Końcu Świata, AUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz