Rozdział 8

27 5 3
                                    

Niedługo po wskazaniu miejsca lecieli już szykiem, ze Stoickiem na czele. Dotarli tak do tej zapomnianej wyspy, na której znajdował się wrak wielkiej, opancerzonej łodzi, wyrzuconej na brzeg przez wybuch gazu.

Spodziewano się ich.

Naprzeciw wyleciała im eskadra Lotników, a wśród nich Krogan. Stoick zarządził atak frontalny, jednak Czkawka wyłamał się z szyku i skierował Mruka zaraz nad powierzchnią wody, celując prosto w stronę łodzi.

Dostrzegł koło siebie Lotnika, którego Paszczogon uratował zaraz nad falami. A tamten dostrzegł jego.

Tylko dzięki wprawie Czkawki i amatorce Lotnika udało się zgubić pościg, bo Viggo miał rację: Mruk nie miał się nijak do Paszczogonów.

A jednak. Dostał strzałę.

Smok zarył pyskiem w ziemię i jęknął żałośnie. Byli na samym skraju wyspy, jeszcze daleko do łodzi. Czkawka spojrzał w górę, widząc, że Jeźdźcy mają spory problem odpędzić się od malejącej naprawdę powoli chmary smoków. Musiał iść dalej. Szczerbatek tam był.

Zostawił Mruka przykrytego kilkoma gałęziami i popędził do łodzi. Trafił na pokład, potem w końcu do ładowni.

- Szczerbek! - dopadł jednej z krat. Szczerbatek podniósł uszy i wyszczerzył dziąsła w bezzębnym uśmiechu, machając ogonem w ekscytacji - Co oni ci zrobili, Mordko... zaraz cię wyciągnę, wszystko będzie dobrze. - w kracie nie było nawet zamka, dzięki czemu z łatwością otworzył celę i dopadł smoka, który odwzajemnił krótki uścisk - Już jestem, wszystko będzie dobrze.

Jego uwagę zwróciło drewniane strzemię, zastępujące to na jego protezę.

A potem było warknięcie Szczerbatka, zimno, i chwilę później przeszywający ból w plecach.

Czkawka wygiął się do tyłu z sykiem, słysząc dźwięk metalu ocierającego się o materiał. Szczerbatek ryknął wściekle i spróbował kilka razy wystrzelić plazmą, drapiąc podłogę pazurami, zostawiając w drewnie głębokie rysy.

- Mistrzu Czkawko, czyżbyś nie był jeszcze odporny na noże wbijane w plecy? - Johann szarpnął Czkawkę za włosy i wyrzucił go na korytarz. Chłopak przeturlał się na brzuch i kaszlnął, czując coś w płucach.

Wykrztusił krew.

Z otwartymi szeroko oczami wpatrywał się chwilę w czerwoną ciecz na panelach podłogi pod nim, jednak podniósł się na kolana i spróbował uciec.

- Pogarszasz sytuację. - syknął Johann, kopiąc go na plecy i przygniatając go kolanem do ziemi, znów unosząc nóż. Szczerbatkowi mało brakowało, żeby rozerwał półkoliste pręty na strzępy, ale jednak, to "mało" wystarczyło - Wijesz się jak węgorz, nie trafię w ważne narządy i na własne życzenie będziesz się męczył dłu-

Urwał. Nóż wypadł mu z ręki. Opadł na ścianę i osunął się po niej, nieprzytomny.

Czkawka widział zaledwie, że w korytarzu ktoś stał, trzymając w ręce rurkę, zapewne służącą do wystrzeliwania strzałek usypiających. Miał jednak kaptur, a Czkawka zbyt załzawione oczy, żeby ocenić, kto to. Ból nadal promieniował od rany w plecach, a oddychanie robiło się coraz cięższe.

Ktokolwiek go uratował, przewrócił go na brzuch i podtrzymał, kiedy wykaszliwał więcej krwi. Przycisnął też mu do rany zwinięty materiał.

- Nie miałeś tu dotrzeć, niech to szlag. Dasz radę dojść do smoka?

- Szczerbatek... jest tu... chcę do niego... - wymamrotał.

- Serce mi się kraje, ale nie tego smoka. Pomóż! - to było skierowane do kogoś z boku. Ktokolwiek to był, Czkawki to nie obchodziło; odpłynął.

I będą mogli mi skoczyć... - Jeźdźcy Smoków: Na Końcu Świata, AUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz