Rozdział 2

44 5 6
                                    

- Gdybyś mógł proszę trzymać się po mojej prawej...

- Aaaaa, bo na lewe nie widzisz~

- Tak. I co w związku z tym?

- Miało wyjść śmiesznie. - mruknął, kierując Hakokła nad Szczerbatkiem - Więęęc... wytłumaczysz, czemu nazywasz mnie kretynem za moimi plecami?

- Krogan boi się ludzi, którzy chcieliby i mogli mu naskoczyć. Takich, jak ja. - wyjaśnił, po czym spojrzał w górę - Polecimy nad chmury, jakby co, to nas łapiesz.

- Jasna sprawa.

Viggo obejrzał się przez ramię na ogon, ale dostrzegł ledwie rozmazany, czarny kontur. Westchnął. Robienie wszystkiego na czuja będzie cięższe, niż kiedykolwiek oczekiwał.

Przesunął palcami po siodle, przypominając sobie kartkę. Trzy oczka w przód. Chyba.

...

- Jakim cudem nadal źle to rozpisałem?

- Nie wiem... minus smoka z płetwami ogonowymi. - Sączysmark wzruszył ramionami, po czym klepnął Hakokła w szyję, żeby wypuścił Szczerbatka z łap, co wykonał wyjątkowo bez szemrania.

- Dzięki. - westchnął Viggo - To pewnie były trzy w tył w takim razie...

Tym razem zadziałało jak miało, a oba smoki poleciały w górę, przebijając chmury, a potem w sumie jeszcze wyżej, żeby dorównać tym z obłoków, które rozciągały się daleko w górę.

- Matko... powietrze jest tu... dziwne... - Viggo oparł się o uchwyty siodła, próbując skupić wzrok. Nie patrzeć w dół, tylko nie patrzeć w dół- no i nie wyszło, o cholera-

- Jest rozrzedzone... Czkawka tak gada. - Sączysmark zmarszczył brwi, zatrzymując smoka - Nie jesteś do tego przyzwyczajony, zejdźmy na niższy poziom, zanim zemdlejesz. Wierz mi, zemdlenie na tej wysokości na smoku, który sam nie umie latać lub NIE CHCE CIĘ RATOWAĆ... - spojrzał wściekle na Hakokła, który odpowiedział rechotem - ...nie jest fajne. I nie patrz w dół, na litość Odyna!

- Tak... masz rację...

- Przywykniesz. Kwestia treningu. Ale teraz serio lećmy w dół, jesteś bledszy niż zazwyczaj, a to cholernie zły znak.

To było... dwa oczka w przód?

...

- Dzięki...

- Od czego tu jestem, nie? - Hakokieł i tym razem bez marudzenia puścił Szczerbatka - Ale wracając do waszej gadaniny o mnie...

- Tak... faktycznie. - odetchnął bardziej obfitym w ciśnienie powietrzem, w głębi siebie ciesząc się widokiem stałego lądu nie tak daleko pod sobą - Krogan uważa cię za zmanipulowanego knypka i pozwólmy mu tak myśleć, będzie dla nas łatwiej. Oczywiście przykro mi, że będziesz musiał raz na jakiś czas usłyszeć taki tekst, jaki padł dzisiaj, lecz przecież to nic nie znaczy. On uważa też twoje metody za zwyczajnie niepotrzebne, ale się na nie łaskawie godzi i też pozwólmy mu tak myśleć. Nie widzi tego jeszcze, ale tresowanie Paszczogonów to obosieczny miecz: z jednej strony słuchają się nas i są lojalne, ale z drugiej, spędzenie minimum wysiłku na tworzenie więzi ze smokiem tworzy aurę obcowania z żywą istotą, nie przedmiotem. A zazwyczaj jak przedmiot bądź narzędzie Paszczogony były traktowane dotąd. Ciężej ci rzucić we wściekłego smoka kurą, niż workiem jabłek, prawda?

- No prawda. Chyba, że to kura Mieczyka. Wtedy chętniej bym rzucił nią, niż jabłkami!

- Taaaak... o czymkolwiek mówisz. Więc robimy Lotnikom niedźwiedzią przysługę, bo staną się mniej wydajnymi żołnierzami. O ile Krogan dalej będzie traktował swoją sztukę jak przedmiot, bo wtedy nie zrozumie innych.

I będą mogli mi skoczyć... - Jeźdźcy Smoków: Na Końcu Świata, AUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz