Rozdział 5

41 5 2
                                    

- Przypomnisz mi proszę, co to był za błyskotliwy pomysł? - Czkawka założył ręce na piersi.

- Stul dziób. - burknął Sączysmark.

- Kazałem ci iść po pomoc. A ty nie dość, że zmarnowałeś czas, to wpakowałeś nas w jeszcze głębsze bagno! - szarpnął za kraty, przez co klatka w której siedział zakołysała się.

- Jednak jak biliśmy się na serio to zwołał ludzi z kuszami... głupio wyszło.

- Jedyne, na co cię teraz stać to "głupio wyszło"?! Możemy jedynie polegać na tym, że Astrid i Śledzik nie wpadną w tę samą pułapkę, o której miałeś ich ostrzec!

- Drzesz się tak tylko dlatego, że chodzi o Viggo!

- Drę się, bo chodzi o to, że robisz mi taki numer kolejny raz!

- A kiedy był ostatni, przepraszam cię bardzo?!

- A- no- kiedykolwiek! Nie jesteś szefem, Sączysmark! Ja powiedziałem, że masz iść po pomoc, to dlaczego tego nie zrobiłeś?! Wiesz... ty... jesteś zupełnie, jak twój ojciec!

- A ty jak twój!

Wpatrywali się w siebie wściekle, zanim Sączysmark obrócił się tyłem i oparł o metalową ścianę, przecierając rogiem tuniki ślad po bełcie, którym zarobił w udo, kiedy próbował wywalczyć uwolnienie.

Usłyszał, że Czkawka podszedł do drzwi i dalej majstrował przy zamku tym, co miał pod ręką. Niech go...

- Pewnie teraz nas wyciągniesz, - burknął pod nosem - ja będę się czuł tak głupio, że będę cię przepraszał, a ty mi walniesz nieszczerym "nie no, miałeś trochę racji". Niech cię!

- Skoro tak bardzo chcesz grać bohatera to proszę bardzo, sam masz zamek, który możesz rozwalić i sam się możesz wydostać! Ja nie zamierzam czekać na cud. - odparł Czkawka, wracając do wytrychu.

***

- Jeźdźcy, szefie! Dwójka!

- Zapewne panna Hofferson i Śledzik. - westchnął - Kończymy z dzisiejszym przedstawieniem. Nie marnujcie strzał, uważajcie na głowy i nie dajcie się usmażyć.

- Ale szefie... mamy ich... wypuścić?

- Tak, to zakłada plan.

- Ale-

- Mówiłem ci coś o kresce między tym, co myślisz, a wykonywaniem rozkazów. Niepotrzebna mi niesubordynacja, rozumiemy się?

- Tak... oczywiście. - podwładny momentalnie zrozumiał jeden jedyny ton typu "nadal mam Szeptozgony", więc szybko się wycofał.

Kiedy Łowca odmaszerował, Viggo dopił ostatni jaki sobie obiecał kubek soku i jeszcze raz spojrzał na klatkę, w której pręty coraz mniej natarczywie skrobał Szczerbatek. Wcześniej ciamkał metal, ale najwyraźniej był niedobry, bo przestał. Teraz tylko co jakiś czas wydawał dźwięki jak przed strzałem plazmą, żeby odstraszyć przechodzących obok Łowców, którzy potencjalnie mogliby go zaczepiać.

- Nocne Furie... Grimmel to jednak idiota, żeby wytłuc tak cudowny gatunek. - skwitował sam do siebie - Jak Czkawka w ogóle takie coś oswoił?

I będą mogli mi skoczyć... - Jeźdźcy Smoków: Na Końcu Świata, AUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz