Rozdział 13

36 4 8
                                    

- Smarku ja... ja nie chcę umrzeć w taki sposób. To boli...

- Znaczy, że nie umierasz. - spojrzał na niego - Trzymaj się, no weź, spadłeś do aktywnego wulkanu, a pokona cię jakieś zadrapanie?

- Mhm...

Zeszli do sporej, okrągłej pieczary, a jedyne światło wewnątrz pochodziło z kilku zbłąkanych Ognioglizd siedzących na ścianach. Dało się jednak wyczuć ciepło pochodzące ze zgromadzonych pod ścianami smoków. Hakokieł otworzył pysk i zaświecił w nim ogień, podnosząc wysoko głowę; oświetlił tak łeb Zębacza, Gronkla, Zbiczatrzasła i małego Zębiroga. Kiedy Szczerbatek zrobił to samo, patrząc się w drugą stronę, fioletowy błysk odbił się w oczach Gromogrzmota, dorosłego Szponiaka i Miażdżytłuka. Pod ich łapami pałętały się Straszliwce, Nocne Koszmary i Ognioglizdy, a spomiędzy tłumku nieśmiało wyglądał samotny, zielony niczym podszycie leśne Szybki Szpic. A to i tak nie wszystkie obecne tam gady...

- Co na kurę Mieczyka się tu wyprawia... - szepnął Sączysmark.

- Nie wiem... odłóż ten topór, ale już. - Viggo machnął bezradnie ręką, jakby chcąc go dosięgnąć i samemu wyjąć mu broń z rąk.

Nagle usłyszeli syk zapalanego drewna. Ich oczom ukazała się półka skalna, na której leżał mały stosik gałęzi, teraz zapalony. Sprawczynią była samica Burzochlasta, która kucała w dość niewygodnej pozycji, ledwo mieszcząc się pod sufitem. Koło niej siedział Zmiennoskrzydły, bacznie i z ciekawością przyglądając się obcym. Po drugiej stronie półki przycupnął biały Nocny Koszmar, a zaraz koło środka stał zielony Ponocnik, wyprostowany jak żołnierz stojący na baczność.

A pomiędzy nimi, wyciągnięty na kamieniu noszącym ślady podpalania dla ciepłoty, leżał błękitny smok. Spoglądał na przybyszów z pewnego rodzaju nawet pogardą, swoimi blado zielonymi, inteligentnymi oczami.

- Bogowie... - szepnął Viggo.

- Czy mi to też przypomina...

- Eskulapa, tak. Bo to jest Stadopieśń, czystej krwi; uszy bez płetw do szczęki, smuklejsza sylwetka i mniejszy rozmiar. Sądząc po tym, że ma na głowie jeden a nie dwa grzbienie, samica- ał- - skulił się, łapiąc się za bok. Ruch był tak gwałtowny, że kilka smoków prawie podskoczyło. Błękitna smoczyca uniosła wyżej łeb, strzepując ogonem. Opalizujące łuski zasłaniające kolec jadowy błysnęły w świetle ognia.

- No dobra. Ej słuchaj, laska! - odezwał się Sączysmark, robiąc krok w przód i ignorując błagalne kręcenie głową i szeptane "nie, czekaj, nie tak" swojego towarzysza - Chcemy tylko pożyczyć trochę jadu! Eeee... ona mnie chyba nie słucha...

W istocie, nie wyglądało, żeby słuchała. Wręcz przerwała mu machnięciem łapy. Obrzuciła obcych spojrzeniem, po czym podniosła się ze swojego kamienia i powoli, z gracją, zeszła po najmniej stromym zejściu z półki, wchodząc w krąg światła roztaczany przez Hakokła. Machnęła głową na swoje smoki, a te, które mogły, zapaliły w pyskach ogień. Hakokieł zamknął swój, strzepując głową i kłapiąc kilka razy zębami.

Podeszła jeszcze bliżej, trzymając się jednak niewidzialnego koła wokół nich. Strzygła uszami z ciekawością i przekręcała głowę. Wydawała się zaciekawiona nie tyle samą ich tam obecnością, co ich stanem.

Viggo, jak wyczerpany nie był, nie potrafił powstrzymać swojego skrzywienia zawodowego. ,,Cudny okaz... Ile może ich być na Archipelagu? Z pięć, osiem osobników? Tak rzadko spotykany smok poszedłby po- nie, skup się, jeszcze cię boli, czyli jeszcze dychasz, przydałoby się to utrzymać. Nie w tak idiotyczny sposób!"

Królowa obeszła ich naokoło, pogardliwie zerkając na topór Sączysmarka.

- Odłóż to. - syknął Viggo. Chłopak zmusił się do kucnięcia i odłożenia broni na ziemię. Smoczyca uniosła trochę uszy, leciutko zaskoczona. Parsknęła, a z półki zszedł zielony Ponocnik. Ostentacyjnie złapał Viggo za ramię i rzucił nim w stronę półki.

I będą mogli mi skoczyć... - Jeźdźcy Smoków: Na Końcu Świata, AUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz