Rozdział 6

44 5 2
                                    

- Ukradli ci smoka prawie tydzień temu?! - huknął Stoick tak, że wszystkie smoki i owce w promieniu stu metrów postanowiły masowo emigrować jak najdalej od chaty wodza.

- Tak... tata, przepraszam, - Czkawka podrapał się po głowie - no miałem ci nie zawracać głowy, ale sytuacja...

- Dziecko, czemu dopiero teraz ty mi to mówisz?! - potrząsnął jego ramionami - Na Odyna, Czkawka, myślałem, że masz do mnie więcej zaufania!

- Mówiłam. - szepnęła Astrid, trącając Czkawkę łokciem.

- Jest... jeszcze taka sprawa... nie wiemy, gdzie jest Sączysmark.

- Niech to- dobrze, dobrze, znajdziemy tego łosia. Skoczę po drużynę A, a wy zbierać, kto może coś wiedzieć.

- Dzięki tata.

- No, podziękujesz, jak się znajdzie. Kretyn jeden.

***

- OSZUKUJESZ!!!!

- Którą konkretnie zasadę złamałem tym razem?

- Nie wiem! Ale to na pewno nie było fair! - Sączysmark przyciągnął do siebie jednego ze stojących obok Łowców i ściszył głos - Ej, tak można?

- Z tego co pamiętam, to tak. - odparł nerwowo.

- Och ty- a ty się nie śmiej! - warknął na Hakokła, kiedy tamten zmrużył oczy i dalej fukał z rozbawieniem.

- Miałem ci nie dawać forów. - przypomniał Viggo, zakładając nogi i odchylając się na swoim krześle. Sączysmark też jedno dostał, ale używał go tylko przez pierwsze dwie minuty, bo potem biegał w tę i wewtę wokół planszy.

- Ty to się nie odzywaj, oszukisto. - Sączysmark jeszcze raz policzył swoich ludzi. Zdecydowanie za mało. Ale cóż, sam widział, jak byli pokonywani - No dobra, duża łódź... tam, koło tamtej wyspy. - wskazał wyznaczony węglem kształt.

- Odsłoniłeś wodza. - zauważył Viggo. Szczerze, do pełni satysfakcji brakowało mu trochę wina. Ale nigdy nie ma się wszystkiego, więc starał się ignorować chęć poproszenia o nie - Pojedynczy pionek do sali, zbij wodza.

- NO NIE NO! Hakokieł, zrób coś, bo przegramy czwarty raz!

Smok podniósł się leniwie i splunął kulą podpalonej cieczy pod nogi pojedynczego Łowcy.

- Nie liczy się. - uświadomił mu uprzejmie Viggo.

- Jak nie, mam smoka w mojej drużynie! Hakokieł, ratuj wodza!

- Skoro tak... - Viggo pochylił się do przodu. Mógł w sumie pójść tym tropem, robiło się intrygująco - Gdyby miała prawdziwe wymiary, przelot z tej strony planszy do tamtej zająłby mu... dajmy dziesięć sekund. Twój wódz musi się tyle bronić.

- To... mamy się bić? - spytał Łowca robiący za wodza wikingów.

- Mam dwie kości. - uprzywilejowany do tytułowania Viggo "szefem" mężczyzna wyjął dwie kostki z sakiewki przy pasie - Możecie rzucać i na podstawie wyższego wyniku określić, który wygrywa.

I będą mogli mi skoczyć... - Jeźdźcy Smoków: Na Końcu Świata, AUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz