Rozdział 3

59 5 37
                                    

Co zabawne, Viggo obudził się bez noża wbitego po rękojeść w jakąkolwiek część ciała. A jako, że się obudził, znaczyło to, że ostatecznie zasnął. Miłe zaskoczenia od samego rana!

Wyszedł na korytarz, pierwszy raz od kilku dni ani razu nie potykając się o nierówną podłogę. Cud. Albo więcej, niż trzy godziny snu. Jedno z dwóch.

Ruszył w stronę pokoju obrad, zauważając, że drzwi pokoju Krogana były otwarte prawie na oścież. Czyli go nie ma, inaczej od razu poprawiłby deseczkę na framudze, służącą za przeciwdziałanie grawitacji na skrzywionej rufie.

Zerknął do środka, starając się nie wyglądać, jakby to robił; w pokoju nie było wielu rzeczy. Pod ścianą leżał hak na łańcuchu i kilka mieczy różnego stylu; kawałek tej samej ściany zajmował mały stół, na którym leżała rzucona niechlujnie peleryna, przygniatająca świski papieru, wyglądające jak ogłoszenia o nagrodach za czyjeś głowy. No proszę, ma czas sobie dorabiać?

W rogu łóżka leżał zwinięty, gruby koc. Jeden. Drugi był równo położony na deskach. Trzeci na nim tak, żeby dało się przykryć jego połową. A to wystające spomiędzy ramy i ściany to chyba to futro, które kiedyś zniknęło Johannowi z szafy... "przywykłem już do waszego zimna", widać właśnie.

,,Trzeba go w zimie wyciągnąć na noc w teren... popatrzeć, jak męczy się sam ze sobą, czy nie poprosić o trzeci płaszcz." Pomyślał, czując uśmieszek sam formujący mu się na ustach.

Zerknął jeszcze na biurko, na którym leżał kiepsko zakręcony kałamarz, zabrudzone pióro i dwa stosiki papierów. Jeden z równymi, płasko leżącymi, pustymi kartkami i drugi, złożony z kartek przywykłych do bycia w rulonie, z przełamanymi pieczęciami Północnego Sojuszu. Listy od Drago.

Kto by mógł go w sumie złapać...

Wychylił się na korytarz i rozejrzał szybko. Tak pewnie czują się Zmiennoskrzydłe, zanim coś ludziom ukradną...

No i się rozczarował.

Nie miał zielonego pojęcia, w jakim języku zostały napisane te listy... no tak, Krogan właśnie bezosobowo pstryknął go w nos. Oczywiście, że nie zostawiłby ważnej korespondencji na stole, gdyby nie wiedział, że Viggo nie odczyta ani litery.

Wycofał się z pokoju. Miał przez chwilę nieodpartą chęć zaścielić łóżko, ale doszedł do tego, że konsekwencje domniemanego szperania Kroganowi w rzeczach byłyby co najmniej niemiłe.

Doszedł do trzecich drzwi, w które zapukał mimo, że były otwarte.

Johann obrzucił go spojrzeniem i wrócił do układania grzebieniem wąsów, patrząc się w spory kawałek szkła polanego z tyłu ołowiem, żeby zrobić to równo. Co oznaczało akceptację obecności wspólnika w jego przestrzeni. Palcem nakazał mu czekać, wyraźnie już kończąc.

Viggo rozejrzał się po powieszonych na ścianach skórach i świecidełkach, na pewno dodających ścianom kilku kilogramów. Johann wziął sobie pokój od północy, więc nie było momentu w dniu, w którym słońce raziłoby go po oczach.

Johann w końcu odłożył grzebień i naglącym spojrzeniem wyprosił go z pokoju, wychodząc zaraz za nim i zamykając dokładnie drzwi. Ruszyli do pokoju obrad, pochylając się chwilę nad mapą i rozglądając się po ścianach, zastanawiając się, co powiedzieć.

I będą mogli mi skoczyć... - Jeźdźcy Smoków: Na Końcu Świata, AUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz