3. Nie pogrywaj ze mną...

1K 36 55
                                    

Pov Emma

Jak doszło do tego wszystkiego? Czy naprawdę mamy spędzić ze sobą miesiąc i współpracować?
To nie tak miało być. Mogłam nie rzucać w nią tą cholerną piłką.
Nie uśmiecha mi się zostawać po lekcjach w bibliotece i układać książek. Mam ciekawsze zajęcia do roboty.

Przekroczyłyśmy próg biblioteki, od razu zostałyśmy powitane serdecznym uśmiechem przez Panią Grampt. Odpowiedziałyśmy tym samym.

Była to kobieta po pięćdziesiątce, włosy zawsze miała upięte w ciasny kok, na nosie nosiła okulary w dużych oprawkach, a jej ubiór zawsze składał się z czarnych spodni i koszuli.
Była jedną z najmilszych osób w całej szkole. Czasem, ale to czasem zdarzało mi się z nią posiedzieć i pogawędzić.
Wiedziała o mnie więcej niż inni. Ufałam jej. Była niejedyna osoba, która okazała mi wsparcie, wtedy kiedy najbardziej tego potrzebowałam. Tylko ona zauważyła, że coś jest nie tak, czym sprawiła, że zaczęłam ufać jej i zwierzać się z tego, co ciążyło mi na sercu.

- Dzień Dobry dziewczynki. Co Was tu sprowadza? - zapytała, podpierając się łokciami o blat biurka i patrzyła na nas ciepło.

- Dzień Dobry - odpowiedziała Julie, a ja stałam z założonymi rękami - słyszałyśmy, że potrzebuje Pani rąk do pomocy - dodała - oto jesteśmy - wskazała na siebie, a potem na mnie.

- A tak, tak - potwierdziła kobieta uśmiechając się do nas - możecie zacząć od... - urwała po czym spojrzała na swój notesik- spojrzała na nas znad niego - powiedzcie mi jak kończycie zajęcia jutro.

- O piętnastej - oznajmiła Julie.

- Cóż więc jutro możecie przyjść po zajęciach i do siedemnastej będziecie mi pomagać. Pogawędzimy sobie, poplotkujemy i popracujemy, dobrze?

I jak tu nie kochać tej wspaniałej kobiety.

Może ta pomoc w bibliotece nie będzie taka zła - pomyślałam.

***
Wyszłyśmy razem od razu kierując się w stronę wyjścia. Nie chciałam tam zostać ani chwili dłużej. Wszystko dziś mnie irytowało.

Ruszyłam w stronę parkingu, gdzie był zaparkowany mój czarny ścigacz.
Moje ukochane dziecko.
Dostałam go od taty na siedemnaste urodziny i od tamtej pory się z nim nie rozstaje.

To jedyna rzecz, która mi po nim pozostała. Rzecz, która już zawsze będzie mi przypominać, że był i żył taki cudowny człowiek, który jeździł ze mną na przejażdżki. Jeździliśmy bez celu, patrzyliśmy w gwiazdy w naszym ulubionym miejscu.

Teraz go nie ma i to wszystko straciło sens. Pokręciłam szybko głową odganiając złe myśli.
Nie chciałam się teraz rozklejać. W ogóle nie chciałam tego robić.

Maska zimnej suki bez serca stała się moją codziennością.

Wzięłam kask do ręki i wsiadłam na maszynę. Już miałam włożyć go na głowę, gdy usłyszałam ten jakże irytujący głos.

- Telefonu nie chcesz odzyskać? - zapytała, zerknęłam na nią.

- Chcę. Dawaj go - powiedziałam stanowczo i wyraźnie.

- A może trochę milej. Jakieś proszę oddaj mi telefon czy coś?- oznajmiła uśmiechając się zadziornie.

Parsknęłam pod nosem. Nie wie, że ze mną się nie pogrywa. Ja nikogo o nic nie proszę ani nie przepraszam.

- Nie bądź śmieszna. Oddaj mi ten telefon po dobroci albo inaczej sobie pogadamy.

- Opcja numer dwa wydaje się ciekawsza - oznajmiła zakładając ręce na piersiach nie przestając na mnie patrzeć. Co mnie troszkę krępowało.

- Nie pogrywaj ze mną Julie - warknęłam.

Nagle po parkingu rozniósł się dźwięk dzwonka. Od razu poznałam, że to mój, gdyż rozbrzmiał refren jeden z piosenek Chase Atlantic, więc musiała mi go oddać. Musiałam odebrać.
Jak na zawołanie podeszła do mnie oddając mi moją własność. Spojrzałam na wyświetlacz i zobaczyłam zdjęcie mamy.
Odebrałam bez wahania.

- Co tam?- zapytałam.

- Cześć, dałabyś radę odebrać Maxa z treningu kick-boxingu? Mnie wypadło spotkanie w pracy i nie dam rady na czas go odebrać. Kończy za 10 min - oznajmiła na jednym wdechu.

- Tak, pewnie.

- Tylko jedz ostrożnie i wolno dobrze? - powiedziała z troską w głosie.

Troska i zamartwianie się o mnie stało się dla mojej mamy priorytetem. Nie chciała, aby sytuacja przed dwóch lat się powtórzyła. I szczerze ją rozumiałam. Ta sytuacja zostawiła po sobie wielkie rany, które nawet czas nie potrafił na stałe posklejać.

- Zawsze uważam mamo. Nie martw się - odpowiedziałam uspokajając ją.

- Dobrze słonko. Obiad macie w lodówce wystarczy przygrzać. Do zobaczenia i bądźcie grzeczni. Kocham i całuje.

- Ja Ciebie też. Pa i do zobaczenia.

Max był moim trzynastoletnim bratem. Na treningu karate chodzi od niedawna. Mama zapisała go na zajęcia z kick-boxingu, kiedy nie potrafił sobie poradzić ze śmiercią ojca. To wszystko miało wpływ na jego zachowanie. Nie potrafił nad sobą panować i wszczynał bójki.
Dlatego obie liczymy, że treningi pomogą mu się uporać z emocjami, które w nim siedzą.

Cóż czasem pomaga, bo nawet ja sama ćwiczę razem z nim. Jest to dobra metoda na oczyszczenie organizmu z nadmiaru złych emocji.

Nałożyłam kask i odpaliłam silnik, spojrzałam szybko na brunetkę. Stała po prostu stała zamyślona.
Chciałam wiedzieć, o czym myśli i co siedzi w jej głowie.
Może mogłabym to wykorzystać przeciwko niej.

Dobra weź stop.

Ruszyłam powoli do przodu i krzyknęłam „na razie niezdaro". Wiedziałam, że to ją wkurzy. Jej mina mówiła wszystko, a nazywanie jej tak coraz bardziej mi się podobało.
Uśmiechnęłam się pod nosem i z piskiem opon ruszyłam odebrać brata.

***
Przekroczyliśmy oboje próg naszego małego, skromnego domku. Mimo że byliśmy bogaci nie afiszowaliśmy się z tym. Rodzice woleli prostotę, dlatego nasz domek jest skromny, ale też nie za duży ani nie za mały. Składa się z trzech pokoi sypialnych, czyli pokój mamy, mój i Maxa. Dwóch łazienek, kuchni salonu oraz jednego pokoju gościnnego.

Ściągnęłam buty i udałam się do kuchni, aby zobaczyć co, rodzicielka przygotowała nam na obiad. W międzyczasie pogoniłam brata do łazienki, aby umył ręce, a ja zaczęłam szykować posiłek.

Zapiekanka makaronowa z kurczakiem i brokułami okazała się wyborna i zjedliśmy ją ze smakiem. Kiedy kończyłam swoją porcję usłyszałam głos brata.

- Czemu jesteś w nie humorze? - zapytał zaciekawiony popijając sok pomarańczowy ze szklanki.

- Nie jestem wydaje Ci się -wzruszyłam ramionami wracając do przeżywania makaronu.

- Nie. Zawsze, gdy jesteś zła to jesteś milcząca i więcej Cię nie ma niż jest - odparł podpierając łokcie o wyspę kuchenną.

- A od kiedy stałeś się taki ciekawski, co? - odburknęłam.

- Zawsze byłem - zaśmiał się po czym dodał - ale jesteś moją siostrą i chce wiedzieć co się u ciebie dzieję.

Zrobiło mi się ciepło w sercu na jego słowa. Był uroczym i kochanym bratem. Może czasem irytował i wkurzał mnie, ale nadal był moim małym braciszkiem. On i mama byli moją podporą. Bez nich nie byłoby mnie tutaj. Ich miłość mnie uratowała. I to dosłownie.

- Po prostu miałam ciężki dzień. Trening mnie wykończył - skłamałam.

Nie chciałam mu mówić prawdy. Nie chciałam, aby znów się martwił on czy mama, że znów wpadłam w małe kłopoty.

Kłopoty, które miały na imię Julie Martes.

Wtedy nie wiedziałam jeszcze jak to wszystko się skomplikuje...

___________________________________________

Jak tam się macie?

Miłego wieczoru/dnia/nocy 🥰
Do zobaczenia pod następnym 😝

Nie taki był planOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz