49. Jestem tutaj...

399 32 3
                                    

Decyzja, którą podjęliśmy razem z bratem i ojcem, była jedną z najtrudniejszych w naszym życiu. Wiedzieliśmy, że musimy pójść do szpitala i pożegnać się z mamą. W głębi serca czuliśmy, że jest to coś, co musimy zrobić, nie tylko dla siebie, ale przede wszystkim dla taty. Widzieliśmy, jak bardzo ją kochał i jak cierpiał, patrząc na nią w tym stanie. Chcieliśmy, aby miał okazję się pożegnać, abyśmy wszyscy mogli się pożegnać. Bez względu jaka była.
Droga do szpitala była cicha. Każdy z nas pogrążony był w swoich myślach, starając się przygotować na to, co miało nadejść. Szum samochodów i odgłosy miasta dochodziły do nas jak przez mgłę. Byliśmy razem, ale każdy z nas czuł się samotny w swoim bólu. Mimo to, wiedzieliśmy, że nie jesteśmy sami, że mamy siebie nawzajem.

Kiedy dotarliśmy do szpitala, czas jakby zwolnił. Wszystko stało się nierzeczywiste, jakbyśmy byli zanurzeni w jakimś surrealistycznym śnie. Prowadziłam ojca za rękę, a brat szedł tuż za nami. Wspólnie wkroczyliśmy na oddział intensywnej terapii, czując ciężar tej chwili.
Widok mamy w łóżku szpitalnym był przytłaczający. Jej twarz, kiedyś pełna życia i energii, teraz była blada i zmęczona. Aparatura medyczna wydawała monotonne dźwięki, które jeszcze bardziej potęgowały nasze poczucie bezradności. Jednak mimo to, w jej oczach wciąż tliło się coś znajomego, coś, co przypominało nam, kim była.

Wciąż trzymałam tatę mocno za rękę, czując jak drży. Podszedł bliżej i delikatnie położył dłoń na jej ręce. Przez chwilę nie mówił nic, tylko patrzył na nią, jakby próbował zapamiętać każdy szczegół jej twarzy. Potem zaczął mówić, cicho i łagodnie, wyrażając swoją miłość i wdzięczność za wspólne lata. Jego słowa były pełne emocji, które przeszywały nas na wskroś.

Brat zbliżył się, a ja poczułam, jak łzy spływają mi po policzkach. Próbowałam być silna, dla nich, ale ból był zbyt wielki. Mówiłam sobie, że nie będę płakać. Mama była dla nas wszystkim. Była naszym opiekunem. Może nie była mamą roku, ale wciąż była naszą ukochaną mamą, którą mimo to kochaliśmy. Teraz musieliśmy się z nią pożegnać i to uczucie było nie do zniesienia.
Kiedy przyszła moja kolej, pochyliłam się nad nią. Chciałam jej tyle powiedzieć, ale nie potrafiłam. Wiedziałam, że mnie nie słyszy, ale chciałam aby wiedziała jak bardzo ją kocham i jak wiele dla mnie znaczyła. Jednak żadne z tych słów nie przeszło mi przez gardło. Czułam jakbym miała zaciśnięty supeł wokół gardła. Chciałam, aby wiedziała, że zawsze będę ją pamiętać i że jej miłość będzie ze mną na zawsze.

Spędziliśmy tam jeszcze chwilę, każdy z nas walcząc ze swoimi uczuciami. W końcu nadszedł czas, aby odejść. Wiedzieliśmy, że to nie jest koniec naszej miłości do niej, ale nowy etap, w którym musieliśmy nauczyć się żyć bez jej fizycznej obecności.
Wychodząc ze szpitala, trzymaliśmy się razem, wspierając się nawzajem. Byliśmy rodziną, która przeszła przez coś niewyobrażalnie trudnego, ale wiedzieliśmy, że musimy iść dalej. Mama zawsze mówiła, że miłość jest najważniejsza, i to właśnie ona dawała nam siłę, aby przetrwać ten trudny czas.

Wiedzieliśmy, że czeka nas jeszcze wiele trudnych chwil, ale czuliśmy, że razem damy radę. Wspomnienia o niej będą zawsze żywe w naszych sercach, przypominając nam, jak wielką miała moc kochania. Mimo, że nie okazywała tego za często.
Na zewnątrz, brat z ojcem postanowili pójść do pobliskiej kawiarni po kawę. Ja zostałam potrzebując chwili dla siebie. Usiadłam na ławce przy szpitalnym ogrodzie, otulonym cichym szumem liści na wietrze. Wzięłam telefon i wybrałam numer mojej ukochanej. Jej głos, ciepły i kojący, był teraz tym, czego najbardziej potrzebowałam.

- Cześć, kochanie - powiedziałam, próbując opanować drżenie w głosie.

- Cześć, skarbie. Jak się trzymasz? - zapytała z troską.

- To trudne - odpowiedziałam, czując, jak łzy ponownie napływają mi do oczu. - Jesteśmy tu wszyscy, pożegnaliśmy się z mamą. Tata z bratem poszli po kawę, a ja... potrzebuję Cię usłyszeć.

- Jestem tutaj, dla Ciebie - zapewniła.

- Jestem z Tobą. Opowiedz mi, co się stało.

Zaczęłam mówić, opowiadając o wszystkim, co działo się w ciągu ostatnich godzin. Jej słowa były jak balsam na moje rany, dając mi siłę i otuchę. Słuchała cierpliwie, nie przerywając, pozwalając mi wyrzucić z siebie cały ból i smutek.

- Pamiętaj, że jestem tu dla Ciebie, zawsze - powiedziała na koniec. - Kocham Cię i nigdy nie jesteś sama. Przyjadę do ciebie po treningu, dobrze?

- Dobrze. Ja też cię kocham.

Po zakończeniu rozmowy poczułam się odrobinę lepiej. Wiedziałam, że mam w niej ogromne wsparcie, które pomoże mi przetrwać te trudne chwile. Schowałam telefon do kieszeni i spojrzałam w stronę kawiarni, gdzie ojciec i brat właśnie wracali z kawami. Razem stawialiśmy czoła temu ciężkiemu dniu, wiedząc, że przed nami jeszcze wiele takich momentów. Ale teraz wiedziałam, że miłość, którą dzieliłam z moją ukochaną, oraz wsparcie rodziny, pozwolą mi przejść przez to wszystko.W tym momencie, mimo ogromnego smutku, poczułam w sercu iskierkę nadziei.

***
Emma, tak jak zapowiadała, przyjechała zaraz po treningu. Gdy tylko otworzyłam drzwi, wiedziałam, że wszystko będzie dobrze. Jej obecność działała na mnie kojąco, jak balsam na zranioną duszę.
Wpadła do mieszkania pełna energii, mimo zmęczenia po treningu. Jej oczy błyszczały radością, a usta rozciągały się w ciepłym uśmiechu. Czułam, jak ciężar dnia stopniowo znika, zastępowany przez spokój, który przyniosła ze sobą. Kiedy podeszła bliżej, wyciągnęła ramiona, a ja natychmiast wtuliłam się w jej objęcia. Jej ramiona były silne, a jednocześnie delikatne, jakby stworzone do tego, by dawać ukojenie.

- Wszystko w porządku? - zapytała cicho, głaszcząc mnie po plecach. Jej głos, niski i spokojny, działał jak najpiękniejsza muzyka.

- Teraz tak - odpowiedziałam, nie mogąc powstrzymać uśmiechu. Czułam, jak stres i napięcie ustępują miejsca ciepłu i bezpieczeństwu, które płynęło z jej bliskości.

Emma delikatnie odsunęła się, by spojrzeć mi w oczy. Jej spojrzenie było pełne troski i miłości. Była zawsze taka, gotowa nieść pomoc i wsparcie, nawet po najcięższym dniu. Znała mnie lepiej niż ktokolwiek inny, wiedziała, kiedy potrzebuję ciszy, a kiedy słów otuchy.

- Mam dla ciebie coś specjalnego - powiedziała nagle, wyciągając z torby małe pudełko.
Otworzyła je, a w środku znajdował się piękny, ręcznie robiony naszyjnik.

- Pomyślałam, że ci się spodoba.
Byłam wzruszona jej gestem. Nie chodziło o sam naszyjnik, choć był naprawdę piękny, ale o to, że Emma zawsze pamiętała o drobnych rzeczach, które sprawiały mi radość.

- Jest piękny, dziękuję - szepnęłam, czując, jak moje serce napełnia się ciepłem.

Przez resztę wieczoru siedziałyśmy razem, rozmawiając i śmiejąc się. Czułam, jak każdy moment spędzony z Emmą dodaje mi sił. Była moim wsparciem, moją oazą spokoju w trudnych chwilach. Dzięki niej mogłam znowu poczuć, że wszystko będzie dobrze, niezależnie od przeciwności losu. Jej obecność była dla mnie jak promyk słońca w deszczowy dzień, przynosząc światło i nadzieję. Tego wieczoru zasnęłam z poczuciem, że mam przy sobie kogoś wyjątkowego, kogoś, kto potrafi przynieść ukojenie nawet w najtrudniejszych momentach.

Emma była moim aniołem stróżem, a jej ramiona najbezpieczniejszym miejscem na świecie.

Nie taki był planOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz