27. Co on tu robi?

716 38 6
                                    

Szybko się od siebie odsunęłyśmy i spojrzałyśmy przerażone w kierunku dochodzącego dźwięku. Jakie było nasze zdziwienie, kiedy zobaczyłyśmy naszą Panią Trener, która miała skrzyżowane ręce na piersiach i patrzyła na nas uśmiechając się zadziornie.

- No no kto by się spodziewał, że to będziecie wy - oznajmiła unosząc brew do góry - widzę, że moja kara pomogła wam w zrozumieniu co do siebie czujecie - powiedziała po czym dodała - w końcu, bo miałam już dość patrzenia jak obie zerkacie na siebie, kiedy ta druga nie widzi.

Byłyśmy w takim szoku, że nie przyswajałam co ona mówiła. Miałam tak ściśnięte gardło, że jedyne co udało mi się wydusić z siebie to ciche „co"

- No nie patrzcie tak na mnie. To było widać i nie tylko ja to widziałam - mówiła - i wychodzi na to, że wygrałam zakład z Panem Kentem. On stwierdził, że pod koniec roku zdacie sobie z tego sprawę, a ja, że wcześniej i miałam rację - dodała uradowana po czym klasnęła w dłonie i odeszła jak gdyby nic.

- Rozumiesz coś z tego? - zapytała Emma niedowierzajac do właśnie miało miejsce. Nie dziwię się, bo sama byłam w szoku.

- Ani trochę - odpowiedziałam po czym nagle doszedł do mnie sens słów starszej kobiety.

- Czy ona właśnie powiedziała, że założyła się z Panem Kentem o to, że będziemy razem? Dobrze rozumiem?

- Chyba tak. W sumie to ma teraz sens. To, co miało miejsce na treningu, potem biblioteka i ten projekt razem - tłumaczyła - boże to szaleństwo - jęknęła po czym wybuchła śmiechem. Patrzyłam na nią śmiejąca się i nie mogłam powstrzymać uśmiechu. I sama zaniosłam się śmiechem.

Gdy się uspokoiłyśmy Emma skradła mi kilka pocałunków, po czym jak, gdyby nic udałyśmy się w stronę wyjścia. Ona w kierunku swojego motoru, a ja w stronę auta Rachel, bo dziś wracałam z nią.

Zerknęłam kątem oka na zielonooką. Trafiłam na moment, gdy zakładała swój czarny kask, a następnie odjechała.
Nie mogłam uwierzyć, że mogę tę kobietę nazwać moją, ale tak było.

Była moja. Była moją dziewczyną. I niedługo każdy o tym będzie wiedział.

Rachel stała oparta o swój samochód i czekała na mnie. Widziałam jej podejrzliwa minę. Czułam się może się czegoś domyślać. Nie była głupia, znała mnie dość dobrze i nie zdziwiłabym się, gdyby wszystkiego się domyśliła.

- Długo czekasz? - zagadnęłam.

- Jakieś pięć minut - odpowiedziała - gdzie byłaś? - dodała zakładając ręce na piersiach i tuptając lewa nogą.
Zawsze tak robiła, gdy chciała się czegoś dowiedzieć.

- Byłam w toalecie.

- W toalecie? - zapytała, a ja czułam jakby jej wzrok przeszywał mnie na wylot i wszystkiego miała za chwilę się dowiedzieć.

- Tak, w toalecie - oznajmiłam pewnie.

- Wiesz, że ci nie wierzę - zaczęła - twoje zaczerwienione policzki, włosy w nieładzie, trochę pomięte ubrania i opuchnięte usta mówią co innego - mówiła skanując przy tym całą moją sylwetkę.

Czułam się już się nie wywinę i że zostałam przejrzana. I nie mogłam już skłamać. Musiałam jej powiedzieć prawdę.

- Zapytam jeszcze raz. Gdzie byłaś?

- Byłam z Emmą - powiedziałam szybko na jednym wdechu.

- Wiedziałam! - krzyknęła entuzjastycznie - od kiedy to trwa?

- Od kilku dni - zaczęłam - to znaczy...emm od wczoraj jesteśmy razem, ale spędzałyśmy ze sobą więcej czasu i tak jakoś wyszło - wyznałam.

- I zataiłaś przede mną taką wiadomość? - zapytała obrażonym tonem - jak mogłaś mi nie powiedzieć? Mnie? - wyrzuciła z siebie z wyrzutem pokazując na siebie.

- Nie chciałam zapeszać ok?

- Rozumiem, ale teraz pojedziemy do mnie i chcę znać każdy szczegół, jak i kiedy do tego doszło - mówiła szybko gestykulując przy tym rękami - czy to jasne moja droga - zapytała takim tonem, który nie przyjmował sprzeciwu.

Westchnęłam, po czym przytaknęłam twierdząco. Wiedziałam, że się z tego nie wywinę.
Udałyśmy się do jej domu i opowiedziałam jej wszystko po kolei. Nie obyło się od jej pisków i wrzasków. Cieszyła się jak małe dziecko. Ale to ja cieszyłam się bardziej.

W końcu mam szanse być szczęśliwą i poczuć jak to jest. Kiedy nawet najmniejszy uśmiech tej osoby sprawia, że ty też chcesz się uśmiechnąć.

***
Gdy Rachel odwiozła mnie było już po dziewiętnastej. Wyszłam z jej auta żegnając się z nią i ruszyłam do drzwi. Już od progu słyszałam podniesione dwa głosy dwóch mężczyzn.

Jeden z nich należał do mojego taty, za to drugi również był mi dość znajomy, ale nie mogłam sobie przypomnieć do kogo mógł należeć.

I nagle mnie olśniło, ale czy to mogła być prawda? Nie to nie może być on. Potrząsnęłam głową i wyrzuciłam z głowy te myśl po czym nacisnęłam klamkę i przekręciłam ją, a głosy nagle ucichły.

Otworzyłam niepewnie drzwi i weszłam zdezorientowana do środka. I spojrzałam przed siebie i zamarłam. Czułam się jakbym zobaczyła ducha. Żadne z nas nic nie mówiło tylko staliśmy się i patrzyliśmy na siebie.
Przełknęłam gulę w gardle i otworzyłam usta, aby coś powiedzieć.

- Louis - wydukałam cicho z siebie ledwo co. Czułam jakby grunt walił mi się pod nogami. Mój brat. Mój starszy brat, który wyjechał cztery lata temu teraz stoi przede mną w naszym domu i w naszym salonie.

Nie mogłam w to uwierzyć. To było niczym sen. Patrzyłam na niego i zauważyłam, że nic się nie zmienił. Dalej te same zaróżowione policzki, zadarty nos, krzaczaste brwi i piwne oczy po mamie oraz bujna czupryna zawsze zaczesana do przodu z dużą ilością żelu.

Nic się nie zmieniło, ale po co wrócił i dlaczego?

Przeniosłam spojrzenie na tatę, który stał z boku i obserwował wszystko.

- Co on tu robi? - zapytałam go z wyrzutem.

Westchnął ciężko po czym podrapał się po karku i przeniósł niepewnie wzrok na mnie i zaczął mówić.

- Ściągnąłem go tu, ponieważ mamy do obgadania kilka spraw, a Louis też należy do rodziny - wytłumaczył - musimy bardzo poważnie wszyscy pogadać.

Od razu domyśliłam się, że pewnie chodziło o mamę i jej chorobę. Nie było jej w domu już od kilku dni co było dziwne, ale nie pytałam o to ojca.

- Chodzi o mamę tak? - zapytałam przełykając gulę w gardle.

- Tak, ale skąd ty... - zaczął, ale mu przerwałam.

- Słyszałam waszą rozmowę w kuchni. O wszystkim wiem - wyznałam, co prawiło go w szok i niedowierzanie.

- Skoro tak to daruję sobie tę część i od razu przejdziemy do planu B - powiedział.

- Co? Jakiego planu? - zapytałam marszcząc czoło w niezrozumieniu.

Louis widząc moje zdziwienie pierwszy raz odkąd tu jestem odezwał się i nie zdawałam sobie sprawy, aż do tej pory jak bardzo za nim tęskniłam.

- Musimy przekonać ją, aby zaczęła się leczyć, zanim nie będzie za późno - wytłumaczył - bo ona nie chcę - dodał smutno.

Nie taki był planOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz