20.

247 16 4
                                    



Pov. Midoriya

-Kacchan zróbmy to dzisiaj.

Powiedziałem pewnie patrząc w oczy chłopaka. Na języku nadal czułem ostrość potrawy blondyna przez co na chwilę zaschło mi w gardle. Przełknąłem ślinę, spuszczając przy tym głowę. Nie otrzymałem informacji zwrotnej. Więc siedziałem tam jak skończony debil...

Jak mogłem coś takiego zasugerować? Przecież Kacchan nadal jest osłabiony a ja myślę tylko o tym żeby się z nim przespać...

Ale to moja ostatnia szansa...

-Nie uciekniesz?

Ciszę przerwało pytanie Kacchana. Patrzył na mnie wrogo jakby wiedział, że coś ukrywam. I owszem. Jutro najprawdopodobniej opuszczę Japonię. Kilka godzin temu skontaktowałem się z All Mightem. Omówiłem z nim sytuację, w której się znalazłem. Mój mentor doszedł do takiego samego wniosku jak ja. "Nie jestem gotowy". Moje ciało nie jest przygotowane na umiejętności, które powinienem opanować. A nie będę w stanie się rozwinąć sprowadzając na wszystkich dookoła mnie złoczyńców. Nie chcę tego wiedząc, że nie będę w stanie ich ochronić. Więc wyjazd z kraju pozostaje jedyną opcją co również potwierdził mój nauczyciel.

Sumując...wylatuję jutro o 12:45....do Ameryki.

-Nie ucieknę...- powiedziałem spokojnie wstając z miejsca. Podszedłem do chłopaka spoglądając na całą jego sylwetkę. Był w bandażach i siniakach. Chciałem się za to uderzyć. Walnąć jak najmocniej mogłem tak aby poczuć co najmniej jakikolwiek ból, przez który przeszedł blondyn.

To moja wina.

Uchwyciłem jego dłonie by delikatnie je uścisnąć. W porównaniu do moich były gładkie i ciepłe.

Nie chcę twojej krzywdy z mojego powodu.

Zjechałem dłońmi na biodra chłopaka. Zatrzymałem się na nich podziwiając jego idealną umięśnioną sylwetkę.

Pozwól mi ten ostatni raz...

Zaraz potem objąłem go w pasie ukrywając twarz w jego klatce piersiowej. Nie chciałem wyjeżdżać... a tym bardziej nie chciałem mówić mu w twarz, że... znowu go zostawię.

Ciepłe dłonie owinęły się wokół mojej osoby przyciskając mnie do blondyna. Uśmiechnąłem się czując jak delikatny był dotyk Bakugo.

-Niezła z ciebie przylepa, Deku.- mruknął blondyn kładąc swój podbródek na mojej głowie.- Akceptuje twoje warunki.

Odsunąłem się od niego by móc spojrzeć na jego twarz. Miałem wrażenie, że promieniał. Spięte mięśnie rozluźniły się a oddech wyrównał.

-A tera leć do góry, widziałem, że tam masz plecak. Jak chcesz możesz włożyć brudne ciuchy do mnie do prania.- uśmiechnął się blondyn by potem zjechać dłońmi na moje pośladki. Zaraz spojrzałem na niego oburzony ale ten tylko ucałował moje usta by po chwili puścić mnie i skierować się na górę.

A ja? Ja stałem w miejscu chcąc się rozpłakać. Wydrzeć. Uderzyć coś. Wyżyć się. Cokolwiek... Nie chciałem ZA CHOLERĘ znowu go zostawiać. Nie mogłem, nie byłem w stanie a jednak wiedziałem, że jeżeli tego nie zrobię to będzie tylko gorzej. Zacisnąłem usta gryząc wargę od środka. Czułem jak moje dłonie drżą a oczy zaczynają się wypełniać łzami. Zaraz otarłem je dłonią biorąc głęboki oddech.

Będę na tyle silny, że nikt nie będzie musiał się mną przejmować. I wtedy wrócę by chronić tych, których kocham.

...

Dream-ON | bkdkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz