ROZDZIAŁ TRZECI

87 6 3
                                    

Po drugim badaniu krwi Willa

Do zobaczenia w szkole

🔥🌊🔥

Siedząc przy kuchennym stole, toczyłam bitwę na spojrzenia z mamą.

— Dlaczego Will nie był w szkole w tamtą środę?

Głupi dziennik elektroniczny. Przewróciłam oczami. Nie odpowiedziałam, nie czułam takiej potrzeby, zamiast tego zaplatałam włosy w dobierany warkocz.

— Ciebie również nie było. — Wstała, by włączyć czajnik.

— Byliśmy w Sweet Tooth, potem w kinie. Niedawno wyszła bajka, na którą tak czekał. Był zachwycony — rzuciłam bez emocji.

— Uczysz go wagarowania, Victorio. — Oparła dłonie na blacie, z którego gdzieniegdzie łuszczyła się farba.

Przewróciłam oczami. Związałam włosy zieloną gumką.

— Uczę go dbania o siebie. Wyglądał jak trup, potrzebował resetu.

Sięgnęła do drewnianej szafki po dwie filiżanki. Nie odzywając się ani słowem, wsypała do każdej po dwie łyżeczki rozpuszczalnej kawy i zalała wodą.

— Nie powinien opuszczać zajęć — syknęła przez zęby.

— Mamo, on jest dopiero w drugiej klasie!

— I co w związku z tym? — Uniosła lewą brew, zakładając ręce na piersi.

— To, że opuszczenie kilku lekcji nie jest tragedią! — Rozłożyłam bezradnie ręce.

— To są złe nawyki!

Wstałam demonstracyjnie. Czułam, jak wszystko się we mnie gotuje.

— On może umrzeć! Przepraszam, że chciałam spędzić z nim kilka godzin — krzyknęłam.

— Victorio! — Mama wytrzeszczyła oczy. — Nie waż się tak mówić! Will nie jest chory.

Do moich oczu napłynęły łzy.

— Słyszałaś, co powiedział lekarz! Miał już niejednego pacjenta w takim stanie i ostrzegł, że musimy działać szybko. Gdyby nie to, że miejsca w szpitalach nie spadają z nieba, wziąłby go na oddział!

— Will nie jest chory! — warknęła, zaciskając pięści.

— Czy ty siebie słyszysz? — Przyłożyłam dłoń do czoła. — Twój syn w przeciągu kilku tygodni stał się chodzącym szkieletem, a ty wmawiasz sobie, że wszystko jest w porządku?!

Nie zarejestrowałam, kiedy filiżanka znalazła się na ziemi. Kobieta siarczyście zaklęła pod nosem.

— Will musi być zdrowy. Nie mamy pieniędzy na takie leczenie. — Potarła twarz, wypuszczając powietrze. — A ty jeszcze trwonisz pieniądze na głupią kawiarnię!

Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Kremowe ściany błagały o przemalowanie, wypadałoby wymienić starą kuchenkę gazową czy meble kuchenne. W naszym niewielkim domu było czysto, bo pedantycznie dbaliśmy o porządek. Dzięki temu znak czasu był mniej widoczny. Samochód rodziców oraz mój kupiliśmy z drugiej ręki za niewielkie kwoty. Mówiąc bez ogródek, nie należeliśmy do najbogatszych ludzi.

Podeszłam do mamy i spojrzałam jej prosto w twarz. Wiedziałam, że poszłaby za mną i moim bratem w ogień. Ostatnio wypruwali sobie z tatą żyły, bym mogła wyprowadzić się na moje wymarzone studia. Chciałam pójść na stomatologię do Cargass, który jako stolica był drogim miastem. Oczywiście, moim marzeniem był Uniwersytet Królewski, ale cóż, była to prywatna uczelnia, która oprócz wysokich wyników z egzaminów, wiązała się też z niemałym czesnym. Mogłam więc liczyć albo na kolejne stypendium, albo wybrać inną uczelnię. Pieniądze były nam potrzebne. Rodzice nie pozwalali mi pracować, ponieważ miałam się skupić na nauce. Twierdzili, że jeszcze się w swoim życiu napracuję. Utrzymanie dorastającego dziecka i studentki będzie ponad zarobki rodziców, ale oni byli gotowi zrobić wszystko, byśmy mogli spełniać nasze marzenia. Obiecałam sobie, że gdy tylko zacznę zarabiać odwdzięczę się za wszystko, co dla mnie zrobili i wciąż robią.

MORZE POPIOŁÓWOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz