Pożegnaj się z nią
🔥🌊🔥
Pędziłem drogą krajową numer sto pięćdziesiąt dwa w stronę Coretown. Na liczniku miałem ponad dwieście kilometrów na godzinę i ani przez myśl mi nie przeszło, by zwolnić.
Nie byłem zły.
Nie byłem wściekły.
Byłem wkurwiony do granic możliwości.
Nigdy bym nie pomyślał, że plan, który przypadkowo wykiełkował w mojej głowie wraz z powrotem do Gared, sprawi, że stanę twarzą w twarz z moją matką. Miałem nadzieję, że to nie karmiczny prezent od losu, bo nie skończę dobrze.
- Kurwa, Boże, jeśli istniejesz, to zrozum, że ja już naprawdę tego nie chcę. Zmieniłem zdanie. Nie każ mnie za to, błagam. Przepraszam. Nie każ mnie za to - powtarzałem jak mantrę.
Utraciłem kontakt z Victorią na niemal dwa dni. Gdy poszła do toalety, ktoś włamał się do systemu kontrolującego budynek. Padło wszystko: kamery, alarmy, czujniki. Zorientowaliśmy się o chwilę za późno, dopiero, gdy zabrakło elektryczności. Było to doskonale przemyślane - elektryka siadła jako ostatnia. Kiedy dobiegłem do łazienki, Vic już nie było. Musieli wyprowadzić ją awaryjnymi drzwiami, które jak na złość były tuż obok toalety. Jak się okazuje za tym wszystkim stali ludzie mojej matki.
Od tamtego momentu szukałem jej po całym mieście i w okolicy. Dosłownie zapadła się pod ziemię.
Moje myśli przerwał dźwięk nadchodzącego połączenia. Zerknąłem na wyświetlacz - dzwonił mój ojciec. Niebywałe, oddzwonił dopiero teraz, a dobijałem się do niego od samego początku sprawy. Jak widać, na Ibizie, gdzie wyjechał na "służbowy wyjazd" - formalne określenie na wakacje - bidulek nie miał zasięgu.
- "Coś się stało, synu?" - spytał jak gdyby nigdy nic. Jakbym wcale nie wydzwaniał do niego pieprzone pięćset razy.
- Co wiesz o Leyli? - wysyczałem, zaciskając palce jeszcze mocniej na kierownicy.
- "Mieszka w Paryżu od kilku lat. Skąd to pytanie?"
- Cóż, najwidoczniej Paryż jest w Gared, bo jej ludzie rozjebali nam system w głównej ćwiczeniówce!
Zakląłem jeszcze kilka razy, gdy zarzuciło mnie na zakręcie tak gwałtownie, że prawie wylądowałem w rowie.
- "Laurent wie?" - spytał po chwili ciszy.
Laurent to rozpowszechnione w Towarzystwie imię mojego dziadka Luciana. On jako jedyny z Zarządu pozostał w Bregsburgu. Mój ojciec wraz ze swoim bratem, Jamesem (urzędowym Jacobem), wybrali się na czterodniowy wyjazd. Laurent stał na czele całej organizacji, a specjalizował się w handlu (głównie motoryzacyjnym) na czarnym rynku. Z kolei James odpowiadał za monitorowanie działań hackerów z całego świata i dbał o odpowiednie stosunki z organami prawa. Mojemu ojcu przypadł biznes nielegalnymi substancjami, w tym narkotykami.
- Oczywiście, że wie, od razu do nas przyjechał. Wszystko już działa. Mówił, że was powiadomi.
Byłem wściekły na ojca. To nie tak, że był nieodpowiedzialny, bo gdyby tak było, nie pełniłby swojej funkcji. Davian był rozsądnym, spokojnym człowiekiem, który myślał kilka kroków do przodu. Okazjonalnie zdarzały mu się wybryki, takie jak ten spontaniczny wyjazd na Ibizę. Zazwyczaj nie miało to konsekwencji, ale gdy dowiedziałem się, że wylądował ze swoim bratem na imprezowej wyspie, czułem, że nie skończy się to dobrze. James lubił wypić o wiele za dużo, naćpać się i wyruszyć na seksualne podboje. Lubił też skłaniać do tego mojego ojca.
CZYTASZ
MORZE POPIOŁÓW
Teen FictionGdy poświęcenie dla bliskiej osoby staje się przekleństwem... Victoria Bruthburry pochodzi z mało zamożnej rodziny, w której na pierwszym miejscu zawsze stawia się miłość i wzajemne wsparcie. Dzięki stypendium naukowemu dziewczyna może uczęszczać do...