ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

54 4 14
                                    

Zastukaj dwa razy

🔥🌊🔥

Ostatni raz przejrzałam się w lustrze. Miałam na sobie czarną bluzę z obszernym kapturem i przetarte, ciemne jeansy. Wygrzebałam z szafy ubrania, które najbardziej pasowały do tego, co polecił mi Enzo. Sięgnęłam po niewielki plecak i włożyłam do niego dwa podręczniki, nie zwracając nawet uwagi na wypisane na nich nazwy przedmiotów. Musiałam jedynie sprawiać pozory wyjścia do biblioteki, by się pouczyć, nie miałam nawet zamiaru, by do niej zajrzeć. Zbiegłam po schodach i skierowałam się do kuchni. Mama siedziała na jednym z krzeseł i popijała kawę. Wstrzymałam oddech na jej widok. Oczy miała podkrążone i opuchnięte od łez, a sylwetkę lekko zgarbioną. Pochylała się nad jakąś gazetą.

— Co tam? — spytałam, siląc się na lekki ton.

Kobieta zamrugała kilkakrotnie. Lektura tak ją pochłonęła, że nie zauważyła nawet, że weszłam do pomieszczenia. Momentalnie się wyprostowała i potarła sińce na powiekach.

— Wychodzisz? — Nieudolnie się uśmiechnęła.

— Jadę do biblioteki.

Zmrużyła oczy. Wypięła brodę do przodu.

— Victorio? Wszystko w porządku? Jesteś blada.

Serce zabiło mi mocniej, paranoia powróciła. Podrapałam się po karku. Postanowiłam chwycić się bezpiecznej wymówki.

— Stresuję się stanem Willa. Muszę zmienić otoczenie, mój pokój mnie przytłacza — wypaliłam.

Pokiwała głową i wróciła do przeglądania gazety. Wytężyłam wzrok. „Oferty pracy".

— Mamo... — szepnęłam, czując ukłucie w klatce. — Przecież masz sklep.

Westchnęła i oparła czoło na zaciśniętej pięści.

— Ostatnio spadły przychody. Rozważam jego zamknięcie. — Widząc moją minę, dodała: — Nie przejmuj się tym, skarbie. Zajmij się szkołą.

Nie była w nastroju do rozmów, zaś mnie uciekał czas. Wyszłam z domu. Tak po prostu wyszłam, nie powiedziawszy nic więcej.

Umówiliśmy się z Enzo pod biblioteką. Rodzice nigdy mnie nie sprawdzali, ale wolałam dmuchać na zimne. Przemierzałam więc ulice Gared, starając się myśleć jak najmniej. Był początek marca, więc choć za dnia można było dostrzec pierwsze, nieśmiałe oznaki nadchodzącej wiosny, ciemno robiło się stosunkowo wcześnie.

Gdy zatrzymałam się na światłach, dostałam powiadomienie z dziennika elektronicznego: „geografia — prezentacja w parach — ocena 5." Kąciki moich ust zadrżały. Gdyby nie El, najadłabym się wstydu przed nauczycielem. Co prawda uczęszczałam na geografię podstawową, więc w teorii nie musiałam bardzo przykładać się do tego przedmiotu, jednak — przewróciłam oczami — stypendium. Jedynym przytykiem, który usłyszałyśmy od pana Zayna, było to, żebyśmy następnym razem zmieściły się w terminie bądź wcześniej poinformowały o nieobecności którejś z nas.

Biblioteka znajdowała się w sąsiedniej dzielnicy — Martland. Był to dość spory budynek zbudowany w starodawnym stylu. Kolumny, sklepienia, wysokie, szpiczaste okna. Bardzo lubiłam ten klimat, koił mnie i otulał niczym puszysta pierzyna. Z tego też powodu wybrałam Knifeledge jako swoje liceum. Moje stypendium pozwalało mi wybrać pośród szkół z od szóstego miejsca w rankingu w dół. Knifeledge spełniało wymaganie wystrojowe, a poza tym znajdowało się w moim rodzinnym mieście.

Zaparkowałam na parkingu obok czytelni. Nim wysiadłam, zaczerpnęłam kilku długich, głębokich wdechów, by uporządkować kotłujące się wewnątrz mnie myśli. Z kieszonki plecaka wyjęłam różową zapalniczkę. Wcisnęłam przycisk i przez chwilę wpatrywałam się w ogień.

MORZE POPIOŁÓWOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz