ROZDZIAŁ CZWARTY

61 3 2
                                    

Nikt nie umrze

🔥🌊🔥

Zasapana biegłam w górę kamiennych schodów prowadzących do budynku. Gdy znalazłam się przed drzwiami wejściowymi, zakręciło mi się w głowie jak na karuzeli. Elena złapała mnie w ostatniej chwili, ratując tym samym moje zęby.

— Vic, spokojnie. Oddychaj. — Potarła moje ramiona. — Nie możesz tam wejść w takim stanie.

Zawiesiłam wzrok na srebrzystej szybie. Dostrzegłam przez nią biegających we wszystkie strony lekarzy. Na plastikowych krzesłach roiło się od zapłakanych ludzi, którzy najprawdopodobniej byli rodzinami pacjentów.

Szpital onkologiczny.

Jak w transie wpatrywałam się w czerwonawą tabliczkę zawieszoną na biało-żółtej ścianie:

Regionalny Szpital Onkologiczny
w Gared
Oddział Hematologii Dziecięcej
i Transplantacji Szpiku Kostnego
Izba Przyjęć

Nie potrafiłam uwierzyć, że mama wysłała mi SMSem adres właśnie tego miejsca. To było jak sen. Zapiekło mnie w gardle, z trudem przełknęłam ślinę.

— Nie dam rady — wyjąkałam, przymykając powieki. Nigdy nie były tak ciężkie jak w tamtej chwili.

Elena objęła mnie ramieniem. Od jej ciała biło zadziwiające ciepło. Oddałabym wszystko, by przejąć choćby odrobinę jej energii.

— On tylko poczuł się gorzej. Był wpisany w rejestr pacjentów z podejrzeniem nowotworu, więc kiedy twoi rodzice zadzwonili na pogotowie, kazano im przyjechać właśnie tu. Pomyśl, gdyby sytuacja była krytyczna, zabrałaby go karetka.

Skinęłam z wolna głową. Elena miała rację. Musiała mieć rację, prawda?

— Dziękuję. — Przytuliłam ją.

Znalazłyśmy się wewnątrz. Ściany były kolorowe i kipiały udawanym optymizmem. To miejsce było przytłaczające. Tyle bólu, łez i cierpienia. Wzdrygnęłam się.

Podeszłyśmy do czerwonej lady, za którą siedziała starsza kobieta. Miała na sobie biały kitel, a jej palce zdobiły dwa złote pierścionki.

— Słucham? — Podniosła oczy znad ekranu komputera.

Odchrząknęłam. Strzeliłam kostkami dłoni.

— Dzień dobry. Niedawno przyjechał tu mój brat. Czy mogłabym się z nim zobaczyć?

— Och, przyjechało do nas dzisiaj wiele osób — prychnęła, poprawiając ułożenie eleganckich, czarnych okularów na nosie. — Imię i nazwisko?

Postąpiłam nerwowo z nogi na nogę. Elena ścisnęła moje przedramię.

— Will... William Bruthburry — wyszeptałam. Oparłam łokcie na blacie.

Kobieta skinęła głową i wystukała coś na matowej klawiaturze.

— Panie z rodziny? — Obrzuciła nas podejrzanym spojrzeniem.

— Jestem siostrą. Victoria Bruthburry.

— Rozumiem, że pani nie jest w żaden sposób spokrewniona z pacjentem? — Skierowała pytanie do Eleny.

MORZE POPIOŁÓWOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz