Długo się tak nie utrzymam
🔥🌊🔥
Will otrzymał termin rozpoczęcia chemioterapii. Jako pacjent z grupy wysokiego ryzyka, na swoją kolej musi poczekać jedynie nieco ponad tydzień. Przebywał teraz na izolacji w szpitalu, by zwiększyć pewność, że nie złapie żadnej infekcji przed chemią. Po dawce izolacja będzie kontynuowana, gdyż nawet najlżejsze przeziębienie, z pozoru nieszkodliwe, w połączeniu z organizmem osłabionym po lekach, mogłoby skończyć się tragicznie.
W Bregsburgu refundacją objęta jest dopiero trzecia faza leczenia — leczenie podtrzymujące remisję. Po otrzymaniu wszystkich wyników badań i ich dokładnej analizie, dostaliśmy dokładną cenę pierwszej dawki — dwadzieścia trzy tysiące euro...
— Victorio, musimy zapytać cię o coś bardzo ważnego — zaczęła nerwowym tonem mama przy pierwszej od tygodni kolacji, którą mieliśmy spożyć wspólnie.
Cóż, nie do końca wspólnie. Przy stole brakowało Willa.
— Yhm? — Sięgnęłam po nóż, aby posmarować chleb masłem.
Tata mieszał wrzucony do herbaty cukier, dzwoniąc przy tym łyżeczką o ścianki szklanki. Odchrząknął kilka razy.
— Czy możemy pożyczyć pięć tysięcy z twojego konta na studia?
— Jasne, że tak. — Zmarszczyłam czoło. — Wydawało mi się to oczywiste, że przy leczeniu skorzystamy ze wszystkich oszczędności.
Wyraz twarzy matki sugerował mi, że to nie wszystko, co mieli mi do powiedzenia.
— Pamiętasz, jak w tamtym tygodniu mówiłam ci, że chyba będę musiała zamknąć sklep? Tak naprawdę w tamtym dniu już był nieczynny — wykrztusiła, uciekając wzrokiem. — Jutro spotykam się z agentem, który wyceni go na sprzedaż.
Zamarłam. Moja rodzicielka otrzymała biznes spożywczy w spadku po swoich rodzicach. Kilkanaście lat temu był to naprawdę opłacalny interes. Kiedy jednak w pobliżu powstało mnóstwo marketów sieciowych, przychody z miesiąca na miesiąc spadały. Oddanie sklepu będzie stanowiło swego rodzaju ostateczne pożegnanie z dziadkami. Przychodziłam tam nieraz tylko po to, by przejść się alejkami, w których towar układała moja babcia czy stanąć za ladą, przy której sprzedawał mój dziadek.
Kęs kanapki z żółtym serem stanął mi w gardle.
— Wiesz, dzięki temu dostaniemy trochę funduszy — wtrącił tata. — Nie będzie to wiele, w końcu to stary, stosunkowo mały budynek. Myślę, że nie ma co liczyć na więcej niż dziesięć tysięcy. I to w najlepszym wypadku.
Kiwałam głową, próbując przetrawić nowe informacje. Moja mama straciła pracę. Nie zarabiała wielkich pieniędzy, ale było to stałe źródło dochodu. Nie byłam ekspertką w sprawie rynku pracy, jednak i bez tego wiedziałam, że znalezienie nowej posady nie jest czymś, co załatwia się w jeden dzień. Zazwyczaj zajmuje to znacznie więcej czasu.
— I co teraz? — spytałam, choć w rzeczywistości nie spodziewałam się jednoznacznej odpowiedzi.
Kobieta wzruszyła ramionami. Bezmyślnie posypywała plaster pomidora solą. Po chwili był on pokryty pokaźną, białą warstwą. Mimowolnie przywiodło mi to na myśl niektóre z narkotyków, które dostarczałam klientom.
— Dopóki się gdzieś nie zatrudnię, niestety będziemy musieli czerpać z twojego konta — westchnęła.
— Mamo, powiedziałam przecież, że nie mam nic przeciwko. — Pochyliłam się nad stołem, by uścisnąć jej dłoń. Przy okazji, pozbawiłam ją solniczki. Była bliska wysypania całej jej zawartości. — Will jest teraz najważniejszy. Do studiów mam jeszcze dwa lata. A nawet, gdyby tak nie było, to ratowanie życia mojego brata jest ważniejsze niż głupia nauka.
CZYTASZ
MORZE POPIOŁÓW
Teen FictionGdy poświęcenie dla bliskiej osoby staje się przekleństwem... Victoria Bruthburry pochodzi z mało zamożnej rodziny, w której na pierwszym miejscu zawsze stawia się miłość i wzajemne wsparcie. Dzięki stypendium naukowemu dziewczyna może uczęszczać do...