ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY PIĄTY

31 4 2
                                    

Ale był mój

🔥🌊🔥

Wymknęłam się z domu wprost do samochodu Enzo.

Gdyby ktoś kiedykolwiek powiedział mi, że pomiędzy mną a moim największym wrogiem dojdzie do cielesnego zbliżenia, wyśmiałabym go w twarz. Bardziej jednak nie potrafiłabym uwierzyć w to, że po wszystkim nie będzie pomiędzy nami ani odrobiny niezręczności.

A tak właśnie było. Siedziałam na miejscu pasażera z uśmiechem na ustach, a Coss trzymał rękę na moim udzie. Coś się we mnie zmieniło, a ja mimo, że miałam pewne podejrzenia, wolałam jak na razie tego nie nazywać.

— Mam „książki z chemii", o które mnie prosiłaś. Nie wiedziałem, czy chodziło ci o kolejną porcję witaminek, czy o coś nowego, więc mam i to, i to.

Coś nowego sprawiło, że momentalnie się zaciekawiłam.

— Co masz?

— Mefedron — rzucił zadowolony.

🔥🌊🔥

Leżałam z głową opartą na klatce piersiowej Enzo. Próbowałam przypomnieć sobie, co spowodowało u mnie tak silny atak płaczu. Nie potrafiłam uwierzyć, że kłótnia rodziców wywołała u mnie taką rozpacz. To przecież ich problem, że nie potrafią znaleźć sobie opłacalnej pracy! Ludzie generują sobie tak niepotrzebne troski. To nie miało żadnego sensu. Moim jedynym zmartwieniem w tamtej chwili było to, że potwornie suszyło mnie w ustach. Nie pomogła mi nawet druga wypita butelka wody. Trochę też drżały mi mięśnie, ale poza tym, o Boże, było mi tak błogo, tak cudownie!

— Jaki jest twój ulubiony kolor? — zapiszczałam podekscytowana tym, że miałam okazję poznać Enzo bliżej.

Nad odpowiedzią nie zastanawiał się ani sekundy.

— Czarny. A twój?

Myślałam intensywnie. Poruszałam stopą w rytm melodii, która grała w mojej głowie. Nie, w rytm bicia mojego serca. Albo?

Zresztą, nieważne...

— Niebieski? Nie, to taki smutny kolor. Może żółty? Nie, zbyt kiczowaty. Czerwony jest z kolei zbyt jaskrawy. O, wiem! Granatowy!

— Granatowy to odcień niebieskiego, jeśli się nie mylę — zachichotał.

— Co ty bredzisz? — Zmarszczyłam brwi. Byłam zdegustowana jego komentarzem. — Granatowy jest taki wyjątkowy. Wiesz, ma głębię. Nie, nie, nie! Cofam! Najbardziej lubię zielony!

Szum liści nad nami był zdecydowanie zbyt głośny. Niesamowicie mnie irytował. Miałam ochotę uderzyć z liścia każdy liść w tym lesie.

Zaśmiałam się w duchu ze swojego wspaniałego żartu.

— A skąd ta nagła zmiana?

— Co? Jaka zmiana? — wypaliłam, bo wciąż planowałam zamach na okoliczne drzewa.

— No, zmiana ulubionego koloru.

— A nie wiem, po prostu bardzo lubię czerwony.

Parsknął donośnym śmiechem.

— Przed chwilą powiedziałaś, że jest zbyt jaskrawy.

— Czerwony i jaskrawość? Na głowę upadłeś? — oburzyłam się. — Ej, a wiesz co leży na ziemi i nie dycha? Dwie dychy!

Złożył pocałunek na moim czole. Nie spodobało mi się, że nie zaśmiał się z mojego dowcipu.

— Lubię cię taką — mruknął i przejechał kciukiem po moich ustach, które automatycznie rozchyliłam.

— Jaką?

— Taką beztroską.

— A ja lubię ciebie.

Położyłam rękę na jego brzuchu. Podobało mi się, jak bardzo umięśniony był.

— Ćwiczysz coś? — zainteresowałam się. — Albo nie, czekaj, inne pytanie. Masz jakiś ulubiony zespół? Co lubisz jeść? Wiedziałeś, że masz całkiem ładne oczy?

Uciszył mnie, kładąc palec wskazujący na moich wargach.

— To są trzy pytania, płomyczku. W sumie cztery, łącznie z pierwszym. — Zauważyłam, że gdy się uśmiechał, pojawiały mu się dołeczki. Koniecznie musiałam ich dotknąć. — Ćwiczę głównie na siłowni i strzelnicy. Jestem też zajebisty w bieganiu. Ulubiony zespół? Mam dwa. Aerosmith i The Rolling Stones.

Z każdym kolejnym słowem, uśmiechał się coraz szerzej, a dołeczki się pogłębiały. Badałam je palcami z namaszczeniem.

— Lubię makaron pod każdą postacią. Tak naprawdę zjem wszystko, oprócz tajskiego żarcia, bo śmierdzi mi starymi skarpetkami. A to, że moje oczy są nieziemskie, hm, wiem bardzo dobrze. Chociaż teraz będę na nie patrzył z jeszcze większym zadowoleniem, bo podobają się tobie.

Tak właśnie wyglądała nasza rozmowa. Była chaotyczna i najprawdopodobniej pozbawiona sensu. Ale ja bawiłam się świetnie.

Pozwoliłam sobie na zbadanie miękkości jego ust po raz kolejny. To zaskakujące, jak aksamitne były. Ich dotyk mnie uspokajał. Wdzierał się do mojego umysłu i koił mnie jak przyjemna, chłodna bryza w upalny dzień.

Napawając się chwilą, zrozumiałam, że to właśnie Enzo stał się jedyną osobą, której aktualnie ufałam. Zaufałam mu, jak nikomu innemu wcześniej, Wtargnął do mojego życia, nagle, niespodziewanie i to w momencie, kiedy to najbardziej go potrzebowałam. Tak, potrzebowałam go, choć przez ostatnie tygodnie broniłam się przed tą myślą, nazywając go wrogiem. Wmawiając sobie, że łączył nas tylko układ.

Enzo wtargnął do mojego życia i porwał mnie w swoje sidła, a ja nie wiedząc nawet kiedy, całkowicie się mu oddałam.

Nazywałam go też wodą, bo to właśnie tego żywiołu obawiałam się od najmłodszych lat. Od zawsze miałam wrażenie, że gdy tylko na dłużej zawieszę oczy na morskiej tafli, ta pochłonie mnie na zawsze. I choć od zawsze bałam się wody, Coss sprawił, że zaczynałam się do niej przekonywać, bo mój Enzo był jak wzburzone morze — był zmienny, chaotyczny i nieprzewidywalny, ale był mój. Z każdą kolejną sekundą, należał do mnie coraz bardziej. Czułam to w sposobie, w jakim mnie całował. Oddawał mi się całkowicie, jakby szepcząc do najciemniejszych zakamarków mojej duszy: Pozwól mi cię naprawić, pokazać szczęście, którego nie znałaś.

Tafla wody stała się jego twarzą, która od kilku dni śniła mi się po nocach. Nie były to koszmary, po których człowiek budził się z krzykiem. Było to ciche wołanie w nadziei, że nasza relacja przestawała być układem.

Tak wtedy myślałam, być może podsycana narkotyczną euforią.

Bo przecież, jak ktoś, kto cię zniszczył, sprawił, że twoje serce pokryło się rysami, a ciało zdobiły rany, mógł stać się lekiem na twoje smutki?

🔥🌊🔥

MORZE POPIOŁÓWOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz