ROZDZIAŁ SIEDEMNASTY

44 4 16
                                    

Oszaleję z nim!

🔥🌊🔥

Usłyszałam pstryknięcie zapalniczki i odgłos zaciągania się. Czy Enzo chciał dać mi papierosa? Co mu strzeliło do głowy? Widział przecież, jak reagowałam, kiedy on palił. Co za skończony dupek! Wtedy jednak do moich nozdrzy napłynął charakterystyczny zapach nieprzypominający tytoniu. Był intensywny, drzewny, może też odrobinę ziemisty.

Czy on...? Cholera!

Zbliżył się do mnie i chwycił za brodę.

Nie wiedziałam, czy chciałam.

Nie wiedziałam, co się dokładnie działo.

Nie wiedziałam zupełnie nic, nawet tego, czy dobrze rozpoznałam tę woń.

Kciukiem przejechał po mojej dolnej wardze. Ściągnął ją ku dołowi, rozchylając moje usta. Poddałam się, choć sama nie rozumiałam, dlaczego. Może było to spowodowane bezsilnością, która mnie ogarnęła? Wsunął pomiędzy moje zęby coś, co miało kształt podobny do papierosa. Gdy moje wargi ponownie się zetknęły, mimowolnie się zaciągnęłam. Zapaliło mnie w płucach, więc kaszlnęłam kilkukrotnie. Enzo pogładził mnie po policzku z tak nietypową dla niego czułością i wyjął przedmiot. Odważyłam się otworzyć oczy. Oblała mnie fala wstydu, znajdowaliśmy się bardzo blisko siebie, co wydało mi się dość... intymne?

Wpatrywałam się z zaciekawieniem, jak z namaszczeniem wciągnął porcję dymu. Uśmiechnął się subtelnie, więc natychmiast podniosłam wzrok z jego warg. Wiedziona impulsem, drżącymi palcami sięgnęłam po podłużne zawiniątko, przypadkowo muskając przy tym jego usta. Siedzieliśmy tak w milczeniu, wpatrując się w siebie i podając sobie skręta. Z każdym kolejnym zaciągnięciem znajdowaliśmy się coraz bliżej siebie. Po kilku minutach uczucie niepokoju z wolna ustępowało na rzecz nieokreślonej radości. Strach zmienił się w początki euforii. Ogarnęły mnie przyjemne błogość i beztroska.

Ten idiota jest nawet dość przystojny, pomyślałam. Ma takie duże oczy. Te jego włosy wydają się takie puszyste, a usta takie miękkie. Moje myśli poskutkowały niekontrolowanym atakiem śmiechu.

— Wystarczy ci, płomyczku — parsknął i zabrał mi jointa na dobre.

— Ej! Oddaj! — Dusząc się ze śmiechu, wycelowałam pięścią w jego ramię.

Odsunął się, więc rzuciłam się za nim. Minęła chwila, a ja goniłam go po lesie, błagając by dał mi jeszcze choć jednego bucha. Biegaliśmy wciąż nawet wtedy, kiedy wypalony skręt został rzucony gdzieś w runo. A to wszystko miało miejsce przy akompaniamencie szaleńczych śmiechów, te moje były znacznie głośniejsze. Nagle Enzo gwałtownie się zatrzymał, a ja wpadłam na jego plecy. Odbiłam się od góry mięśni i upadłam na ziemię. Turlałam się po wilgotnej od chłodu ściółce, śmiejąc się wniebogłosy.

— Ej, Enzo, wiesz co, nawet nie jesteś taki zły. W sensie jesteś, ale może tylko trochę. Albo może nie jesteś wcale zły? Znaczy, no wiesz, jesteś głupi i ogólnie to cię nienawidzę, bo zjebałeś mi życie, ale może jednak aż tak cię nie nienawidzę — paplałam, kompletnie gubiąc się we własnych słowach. Enzo kucnął w pobliżu i obserwował mnie z uniesionymi brwiami. — Tak się zaczynam zastanawiać, że może serio się zmieniłeś. Bo w sumie, to ludzie się zmieniają, czasem na lepsze, a czasem na gorsze. No, ale ty już nie mogłeś zmienić się na gorszejsze... gorejsze? No na gorsze w sensie, bo już byłeś najgorszy, a teraz może jesteś mniej gorszy? I nawet zrobiłeś się trochę ładny. Ale tak tylko trochę, bo wciąż cię niena...

Przerwałam, a raczej to on mi przerwał. Gdy zdałam sobie sprawę z tego, co się działo, zaczęłam wątpić, czy aby na pewno nie spałam. Nie, to nie był sen.

MORZE POPIOŁÓWOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz