ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY DRUGI

30 3 0
                                    

Biel i motywujące cytaty

🔥🌊🔥

Nienawidziłam szpitali, kojarzyły mi się z moją próbą samobójczą. Wystarczyło, że ktoś użył słowa szpital, a w mojej głowie już wykwitały wspomnienia. Wiedziałam, że od teraz te miejsca będą kojarzyć mi się z czymś jeszcze jednym. Moim ukochanym, ośmioletnim braciszkiem, który musiał przebywać na izolacji z powodu zbliżającej się cholernej chemioterapii cholernej białaczki.

Siedzieliśmy wraz z rodzicami na korytarzu przed gabinetem lekarza prowadzącego Willa. Mieliśmy zostać poinformowani o dokładnym przebiegu pierwszego cyklu chemii. W tej części budynku ściany były paskudnie białe, tworząc przesadnie sterylną atmosferę. Co kilka metrów zapisano na nich: Pokonasz to!

Zawsze irytowały mnie takie motywujące cytaty, ale ostatnio moje zniesmaczenie sięgało zenitu. Były to takie puste słowa. Oczywiście, pozytywne nastawienie było ważne i dodawało siły, jednakże wmawianie umierającemu człowiekowi, że wszystko będzie dobrze, to czasem jedno wielkie kłamstwo. Wpatrywałam się właśnie w taki napis naprzeciw mnie. Wierciłam się na niewygodnym, plastikowym krześle i po raz pierwszy tak naprawdę dotarło do mnie, że mój brat może umrzeć. To nie tak, że wcześniej o tym nie wiedziałam. Wiedziałam, owszem, ale były to bardziej nierealne wyrzuty do całego świata, dlaczego akurat on? Teraz jednak zrozumiałam, że to nie był tylko zły sen, z którego można się wybudzić.

To była prawda.

Mój braciszek jutro rozpocznie pierwszą dawkę chemioterapii w celu leczenia ostrej białaczki szpikowej.

W moim sercu rozlała się rozpacz. Nie, to nie była tylko rozpacz. To gorycz, palący ból i chęć zniszczenia całego świata. To nienawiść i gorzkie łzy, które w tamtej chwili nie miały szans na wypłynięcie z oczu. To...

— Victorio? — Na mojej drżącej nodze spoczęła dłoń mamy. — Może nie powinnaś z nami wchodzić?

Najgorsze, co można usłyszeć. Odsunięcie od wydarzeń nie pomoże w żaden sposób, a tylko wszystko pogorszy. Sprawi, że poczujesz się słaby, zbyt mało dojrzały, by w czymś uczestniczyć. Chociaż, czy w sytuacji śmiertelnej choroby można być wystarczająco dojrzałym? Patrzyłam właśnie na moich załamanych rodziców, będących przecież po czterdziestce, z bagażem życiowych doświadczeń, po przejściu wielu trosk i zmartwień. Patrzyłam na dygoczącą lewą nogę należącą do osiemnastoletniej dziewczyny, od kilku lat walczącej z problemami psychicznymi. To zabawne, bo wcześniej nawet nie zarejestrowałam tej reakcji mojego ciała. Nie patrzyłam, gdyż nie miałam możliwości, ale pomyślałam o Willu, uczniu drugiej klasy szkoły podstawowej, który nagle zamieszkal w szpitalu, pozostawiając dom, w którym czuł się bezpiecznie i swobodnie. Gdy myślałam o nas, będących na różnych poziomach „życiowego zaawansowania", przerażonych zaistniałą sytuacją, jednogłośnie stwierdziłam, że do pewnych spraw nie można być „wystarczająco dojrzałym".

— Idę z wami — rzuciłam stanowczo, choć tak naprawdę miałam ochotę uciec od zapachu szpitala najdalej, jak tylko było to możliwe.

— Jesteś pewna? Wiesz, pozbędziesz się stresu, a potem opowiemy ci wszystko ze szczegółami. — Tato ścisnął moje ramię.

— Wejdę czy nie i tak będę się stresować.

— Pamiętaj, że zawsze możesz wyjść z gabinetu, córeczko — szepnęła rodzicielka.

Zadziałało to na mnie jak płachta na byka. Wypuściłam powietrze ze świstem.

— Nie mam trzech lat! — warknęłam, zaciskając pięści. — Sama zadecyduję, kiedy wyjdę i czy w ogóle to zrobię!

MORZE POPIOŁÓWOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz