ROZDZIAŁ CZWARTY cz. 8

70 16 136
                                    

9

          Ray Nally wkroczył do Little Salvador z podniesioną głową, wyzywającym spojrzeniem i pewnością siebie na twarzy, z mocnym postanowieniem, że i w tej osadzie pokaże i udowodni wszystkim, że jest kimś, komu lepiej nie wchodzić w drogę. Postanowił, że weźmie w posiadanie ten kawałek brazylijskiej ziemi. Tak sobie wówczas wyobrażał przyszłe życie.

     Zaraz po przybyciu na miejsce chłopcy ochoczo i z wielkim zapałem zabrali się za urządzanie nowego domu, którym stał się obszerny budynek przykościelny służący w przeszłości organizowaniu uroczystości i spotkań. Dom okazał się dużo większy od zamieszkiwanego do tej pory w Green Valley, co szczerze ich ucieszyło i tym gorliwiej wzięli się do pracy, bo zdawali sobie sprawę, że to miejsce stanie się domem na najbliższych kilka, może kilkanaście lat. Ray nie brał udziału w tej krzątaninie. Z politowaniem i pogardą patrzył na radość chłopców, na zapał i szczęśliwość malujące się na twarzach. Myślał przy tym, że dla niego to miejsce, tak samo bezimienne i obce jak każde inne, domem stać się nie może i nigdy się nie stanie. Dla Raya stanowiło tylko kolejny przystanek na drodze życia, nie pierwszy i może nie ostatni.

     Zaczął rozglądać się po domu w poszukiwaniu jakiegoś zacisznego miejsca, gdzie mógłby zamieszkać z dala od reszty; takiego miejsca, jak ciasny składzik obok stodoły w Green Valley. Wkrótce odkrył drewniane schody prowadzące na górę, które nie wiadomo dlaczego sprawiały wrażenie starszych od reszty domu. Miały też dwa skrzypiące stopnie i drewnianą, wygładzoną do połysku poręcz. Schody wiodły do niedużego pomieszczenia jednym bokiem przylegającego do obszernego strychu. Podłużna izba, zaledwie trochę większa od dawnego składziku Raya, miała duże okno dające się nawet otwierać. Wychodziło na północ i było tak zakurzone i oblepione starymi pajęczynami, że z trudem mógł cokolwiek przez nie zobaczyć, ale po otwarciu Ray stwierdził, że widok z nowej siedziby przedstawia się wcale nieźle. Na dole widział wysokie pożółkłe trawy, ciągnące się kilkadziesiąt jardów w dal i okraszone z rzadka drzewami i krzewami. Nieco z boku, na lewo, dostrzegł odcinającą się od reszty krajobrazu, nieregularną, okoloną krzewami bryłę starego cmentarza. Domyślił się, co to za miejsce dopiero po chwili, jako że z tak dużej odległości z trudem dostrzegł niewielkie, poszarzałe ze starości krzyże nagrobne. W oddali, prawie na całej linii horyzontu, majaczyła ciemnozielona ściana lasu.

     Przez otwarte okno wpadały do brudnej, zakurzonej izby powiewy świeżego powietrza i promienie słońca stojącego w zenicie gdzieś w okolicach równika. Ray nie miał pojęcia, że tutaj, w Brazylii, wszystko rządzi się nieco innymi prawami niż te znane mu dotychczas. Dlatego nie mógł wiedzieć, że właśnie dobiega końca tutejsza zima, która nie miała wszak nic wspólnego z taką zimą, jaką zwykł widywać – nie mógłby się nawet domyślać, kiedy patrzył na przyrodę w pełnym rozkwicie i zgoła niezimową temperaturę.

     Jednak Ray nie zaprzątał sobie tym głowy, zadowolony z nowego siedliska. Choć na razie zalegał tu brud, a w powietrzu unosił się kurz i strzępki pajęczyn, fakt ten nie zraził go. Postanowił wziąć się za porządki od razu. Sprzątanie zajęło cały dzień, ale choć dzielnie walczył z kłębami wszędobylskiego kurzu, efekty okazały się marne. W końcu Ray poddał się i zdecydował, że dokończy nazajutrz. Zamierzał wciągnąć do pomocy Charliego. Tymczasem postanowił rozejrzeć się nieco po okolicy. Otrzepał zakurzone ubranie i włosy, a potem ruszył na przechadzkę po osadzie. Chciał popatrzeć na tutejszych ludzi, przyjrzeć się twarzom i wyrobić sobie o nich zdanie. Chciał już na początku wiedzieć, z kim przyjdzie mu mieć do czynienia, dlatego niespiesznie przechadzał się uliczkami. Poznawał nowe miejsca i przyglądał się mieszkańcom Little Salvador przenikliwie, z czujnością i uwagą, a nawet pewnego rodzaju wyższością. Starał się odgadnąć, jacy są ci ludzie, w jaki sposób myślą i odczuwają, jak postępują i wreszcie – w jaki sposób mogliby mu zagrozić.

Ziemia nadzieiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz