3
Od tamtej pory widywali się często. Mines prawie każdego dnia bywała w stajniach Mata Sullivana, gdzie Ray rozpoczął pracę. Spotykali się też w zatoczce na plaży i Ray jeździł na Alegro. Lubił to coraz bardziej i z niecierpliwością czekał na dzień, kiedy Mat uzna, że należy się zapłata i obdaruje go źrebakiem. Sullivan wydawał się zadowolony z pracy chłopaka, bo ten wypełniał obowiązki sumiennie i bez zarzutu. Pracodawca zauważył, że Ray lubi przebywać wśród koni, a wyglądało na to, że i one go lubią. Nie mylił się. Praca przy koniach okazała się dla Raya przyjemnością. Doszedł do wniosku, że znacznie bardziej woli przebywać wśród zwierząt niż wśród ludzi. No, może z jednym małym wyjątkiem... Istniała przecież Mines, z którą lubił spotykać się i rozmawiać. Coraz częściej zdarzało się, że siadywali na plaży i rozmawiali jak para starych, dobrych znajomych. Ray zapominał na chwilę, że jest trzynastolatkiem o zatwardziałym sercu, a ona ośmioletnią dziewczynką, którą znał przecież tak krótko. I każdego dnia coraz bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że ocenił ją właściwie. Mines okazała się wyjątkowa – nie tylko śliczna jak obrazek, ale i mądra, zrównoważona i pełna zrozumienia. Nawet kiedy poruszała tematy, których Ray nie lubił, rozmawiała w taki sposób, że nie sprawiała przykrości. Szanowała jego sposób bycia. Nie narzucała się, kiedy pragnął samotności. Nie była wścibska i nigdy nie nalegała, żeby opowiadał o czymś, o czym mówić nie chciał.
To wszystko sprawiło, że spędzał z nią tak wiele czasu, znacznie więcej niż poświęcał Charliemu. Mały przyjaciel miał do niego żal, a któregoś dnia zjawił się na poddaszu z markotną miną. Przez chwilę stał w milczeniu i przestępował z nogi na nogę. W końcu zniecierpliwiony Ray zapytał:
– Co jest, mieszańcu? Masz jakiś kłopot?
– Już mnie nie lubisz – powiedział Charlie. – Teraz lubisz tę dziwną dziewczynę, która nosi spodnie, tę Mines...
– Ona jest w porządku – przerwał.
– Ale, amigo, od kiedy z nią przesiadujesz, nigdzie razem nie chodzimy. Nie tak, jak kiedyś, w Green Valley.
– Posłuchaj, mieszańcu, to prawda, że spędzam czas z Mines, ale nie potrzeba, żebyś myślał, że nie chcę chodzić z tobą na ryby. Tyle że nie mamy tu rzeki, a w tym... oceanie, to nie wiem, czy się da co złowić.
– Ale spróbujemy, co? – zapytał Charlie z nadzieją.
– Spróbujemy – uspokoił go Ray.
Po tej rozmowie powodowany bardziej litością dla Charliego niż samą chęcią przebywania w jego towarzystwie, Ray zabierał go gdzieś, ale bardzo rzadko, bo większość czasu spędzał z Mines.
– Nauczę cię rozpalać ognisko – powiedział jej któregoś dnia, gdy siedzieli w zatoczce. Chciał w ten sposób zrewanżować się jakoś za to, co dla niego zrobiła. Ale ona słysząc to, uśmiechnęła się tylko.
– Umiem rozpalać – powiedziała, więc Ray zamilkł, trochę zawstydzony. – A, właśnie! Moglibyśmy kiedyś zrobić sobie takie ognisko. Upieklibyśmy kukurydzę albo bekon ze sklepiku pana Lloyda. Jak myślisz?
– Niezły pomysł – przyznał.
– Ray – odezwała się Mines, spoglądając mu w oczy. – Zauważyłam, że nie przychodzisz na nabożeństwa.
– Nie przychodzę – potwierdził.
– Dlaczego? Jeśli to nie tajemnica.
– To nie jest tajemnica. Po prostu nie wierzę w kogoś takiego jak ten wasz bóg.
CZYTASZ
Ziemia nadziei
General FictionWielowątkowa opowieść o losach ludzi, których ścieżki życiowe zbiegły się w pewnym odległym zakątku Ameryki Południowej, w latach trzydziestych XX wieku. Historia trudnego startu w życie, miłości i nienawiści. Całość jest już ukończona, a publikacja...