ROZDZIAŁ PIĄTY cz. 2

79 16 225
                                    

2

          Małą dziewczynkę ubraną w spodnie Ray po raz pierwszy zobaczył kilkanaście dni po przybyciu do Little Salvador, ale tamtego upalnego popołudnia nie zdążył przyjrzeć się wystarczająco dobrze. Jednak okoliczności pierwszego spotkania zapamiętał doskonale. Wybiegł z domu i zamierzał spędzić resztę dnia w chłodnym cieniu nowej przyjaciółki puszczy, a wtedy na placu przed domem zobaczył zbiegowisko wesoło przekrzykujących się chłopców. Pośród nich stał czarny koń trzymany za uzdę przez kogoś, kogo Ray nigdy wcześniej nie widział. W pierwszej chwili pomyślał, że to jakiś miejscowy chłopiec, jeden z mieszkańców osady, ale po chwili ze zdumieniem stwierdził, że to dziewczynka. Przez moment zatrzymał na niej wzrok i choć do tej pory widywał dziewczyny tylko z daleka i praktycznie nic o nich nie wiedział, zdał sobie sprawę, że ta, która stała pomiędzy chłopcami, nie wyglądała jak inne. Zaskoczyło go to, bo do tej pory kojarzył je z długowłosymi istotami, odzianymi w sukienki. Tymczasem ta tutaj okazała się zupełnie inna. Przez krótką chwilę patrzył z zainteresowaniem, ale w końcu uznał, że może na tej odległej ziemi to zupełnie zwyczajna dziewczyna, odwrócił się więc i odszedł w swoją stronę.

     Jednakże zanim zdążył dojść do upragnionego cienia, rzucanego przez gęste konary starej puszczy, myśli kilkakrotnie powracały do obrazu dziwnej dziewczynki trzymającej za uzdę pięknego czarnego konia. Ale jeszcze nie zastanawiał się, że coś niesamowitego i nieodgadnionego emanowało z tej małej istotki, coś tak silnego, że zdołało przyciągać uwagę i myśli. Uznał ten nieznany wcześniej magnetyzm za zwyczajne zainteresowanie tym, co inne. Uważał go za chwilowe, nowe i nieznane odczucie, dopóki nie zorientował się, że wcale nie mija, ale tkwi w nim na stałe. Wtedy zaczął się niepokoić. Ten niepokój, który w końcu zmusił go do działania, umacniał się za każdym razem, kiedy Ray miał okazję widywać Mines bawiącą się z chłopcami przed domem. Zawsze potem przypominał sobie szczupłą, drobną sylwetkę, delikatną, śliczną buzię otoczoną czarnymi puklami lekko kręconych włosów, promienny, niedający się zapomnieć uśmiech i wyraziste, ciemnogranatowe oczy. Nie miał pojęcia, dlaczego ten obraz tak uporczywie pojawia się w pamięci, zwłaszcza że chodziło przecież tylko o małą dziewczynkę, z którą nie zamienił nawet jednego słowa i której imienia nie znał przez długi czas, dopóki przypadkowo nie usłyszał od Charliego.

     A mała Mines zaczęła coraz częściej bywać na podwórzu przed domem pastora i Ray zauważył, że wszyscy ją polubili. Od początku zyskała sobie sympatię chłopców zafascynowanych nową znajomością. Traktowali Mines z powagą przynależną ich wiekowi, a nawet odnosili się z pewnego rodzaju szacunkiem, mimo iż od większości z nich była dużo młodsza. Mines zdobyła serca chłopców także dzięki temu, że pozwalała wdrapywać się na karego Alegro, uczyła ich, jak siedzieć w siodle i jak powodować koniem, by robił to, czego chce jeździec. Stało się to dla nich nie lada atrakcją, bo nigdy dotąd nie mieli okazji jeździć konno. To wszystko Ray wiedział z opowieści Charliego, choć zawsze udawał, że nie obchodzi go, co opowiada o niej półkrwi meksykański przyjaciel. Udawał przed Charliem i przed samym sobą.

     Pewnego dnia zdarzyło się, że miał okazję przyglądać się Mines trochę dłużej, kiedy jak zwykle przyjechała na Alegro i dokazywała razem z innymi. Ray siedział na stercie starych desek rzuconych pod ścianą domu i bawił się nożem. Od niechcenia, z pozoru leniwie i niedbale, dłubał wokół sęka w desce. Ukradkiem zerkał jednak w stronę rozbawionej gromady chłopaków i Mines, a w pewnej chwili zauważył, że i ona spojrzała na niego. Przestała się śmiać, zmarszczyła czoło i z palcem wskazującym wycelowanym w Raya zapytała dźwięcznym głosem:

     – A ten tam? Co to za jeden?

     – To Ray – odparł natychmiast Charlie i niepewnie zerknął w tamtą stronę.

Ziemia nadzieiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz