Kiedy oddalała się na grzbiecie galopującego konia – poganiając go nawet, mimo iż ani na chwilę nie zwolnił biegu – myślała tylko o tym jednym: jak najszybciej pójść do szeryfa i powiedzieć wszystko. Tak, właśnie to przez cały czas kołatało się w myślach. Po raz pierwszy w całym życiu poczuła coś dziwnego, czego nie znała nigdy wcześniej, bo i nigdy nie miała powodu, żeby to poznać, a przynajmniej nie na tyle, by mogło mieć jakiekolwiek znaczenie. Na razie nie umiała nazwać tego uczucia, ale im więcej o tym myślała, tym bardziej zdawała się pojmować, co kierowało jej rękami, gdy ściskała mocno wodze i poganiała Alegro. I co sprawiło, że raz po raz myślała gorączkowo: „Powiem szeryfowi! Powiem szeryfowi!"
W miarę jak zbliżała się do osady, zaczęła pojmować, że kierowała nią zwyczajna chęć odwetu, zemsty. Początkowo jako niejasne, ledwo przebijające się do świadomości odczucie, które stopniowo umacniało się na tyle, iż zyskała przekonanie, że to jedyny, pewny i słuszny motyw działania. Jednak im bardziej się nad tym wszystkim zastanawiała, tym więcej wątpliwości rodziło się w głowie. Coś w tym wszystkim pozostawało nie do końca jasne, nie do końca tak oczywiste, jak mogło się wydawać na pierwszy rzut oka.
W połowie drogi do osady koń zaczął zwalniać bieg. Już go nie popędzała, bo świadomość coraz natrętniej domagała się wyjaśnienia wszystkich wątpliwości. Nadludzkim wysiłkiem woli i umysłu usiłowała wytłumaczyć samej sobie, dlaczego zrodziło się w niej to dziwne pragnienie zemsty.
„Przecież tak naprawdę nie zrobił mi nic złego. Nie zrobił nic poza tym, że wyznał prawdę. Tylko mnie jednej i zdał się tym samym na moją łaskę – pomyślała. – Ale wiem, że nie zrobił tego bez powodu. Miał w tym jakiś cel. Jaki? Muszę wiedzieć. Muszę, bo to wszystko nie stało się ot tak, po prostu. Nie, nie w przypadku Raya. On niczego nie robi ot tak sobie.
Ale chyba wiem. Wydaje mi się, że znam powód. Myślę, że znam. Chciał mnie do siebie zniechęcić i w ten sposób skończyć... Skończyć wszystko, co między nami było... Więc jednak. Wszystkie wspólne chwile spędzone przy ognisku, wspólne wieczory, wszystkie słowa, które do mnie mówił, a które – wiem to teraz – nie miały żadnego znaczenia. Spotkania, rozmowy, ogniska, smak pieczonej kukurydzy, z tym charakterystycznym zapachem dymu... Wszystko kłamstwo. Wszystko jedynie oszustwo. Chwilowe złudzenie, stworzone po to, żeby później zniweczyć to jednym słowem, jednym gestem. I chyba za to chcę się zemścić.
Z e m ś c i ć ? Nie, to nie zemsta. Zemsta tak nie wygląda. To jedynie ogromny żal. Zbyt wielki, żeby mogło go pomieścić serce i dlatego w taki dziwny sposób musi sobie znaleźć ujście. Zatem wszystko stracone. Na zawsze i nieodwołalnie."
Jakiś dziwny ból wypełnił ją całą, zaczynając się gdzieś w najdalszym zakamarku wnętrza i pełznąc przez całe ciało, aż do mózgu. Pojawił się żal, bezgraniczny żal za tym, co stracone. Żal, który kąsał myśli i przypominał to wszystko, co się wydarzyło, podsuwając zdradziecko bolesne obrazy tego, co jeszcze mogło się zdarzyć.
Alegro zwolnił całkiem. Wlókł się leniwie w popołudniowym upale, ale zdawało się, że Mines wcale nie zwraca na niego uwagi. Emocje stygły i ustępowały miejsca wielkiemu, bezbrzeżnemu smutkowi.
„Nie – pomyślała w końcu. – Nie zrobię tego. Nie pójdę do szeryfa i nie powiem mu, że jesteś mordercą. Nawet nie dlatego, że tego oczekujesz, tego się po mnie spodziewasz. Nie, nie dlatego. To już nie jest moja sprawa. Twoje życie nie dotyczy mnie w żaden sposób. Ale nie powiem szeryfowi, nie tylko z tego powodu. Jest jeszcze jeden. Dużo ważniejszy."
I Mines po raz kolejny uświadomiła sobie, jak bardzo kocha tego człowieka.
A potem nastąpiły dni pełne smutku i przygnębienia. Święta przestały być radością i wszystko w życiu Mines stało się inne. Wszystko toczyło się inaczej, a ona nie mogła pogodzić się z nową sytuacją. Z całego serca pragnęła, żeby powróciły dawne czasy, żeby znów było tak jak dawniej, żeby wróciły spotkania w zatoce, spacery po plaży, rozmowy... Tęskniła za nim.
„Nigdy nie byliśmy razem – myślała. – Tak prawdziwie i do końca razem. Tak jak chłopak z dziewczyną. Spotykaliśmy się przez tyle lat, a on nawet nigdy nie próbował potrzymać mnie za rękę, zrobić cokolwiek z tych rzeczy, które robi każdy normalny chłopak. A teraz? Co czuję teraz, kiedy już się nie spotykamy? Co czuję, kiedy bez słowa mija mnie na ulicy, tak jakbyśmy się nigdy nie znali?"
Cierpiała. Cierpiała tym bardziej, kiedy pewnego dnia zdesperowana zdecydowała, że z nim porozmawia. Wiele obiecywała sobie po tej rozmowie. Tkwiła w niej głęboka nadzieja, że jeśli zrobi ten pierwszy krok, to wszystko da się naprawić. Tłumaczyła samej sobie, że Ray na to czeka, że tak samo pragnie, żeby wszystko było jak dawniej. Tyle tylko, że to ona musi zrobić pierwszy krok. Wiedziała o tym. Z bijącym sercem przepełnionym po trosze nadzieją, a po trosze lękiem Mines zagadnęła Raya pewnego dnia, gdy spotkała go na głównym trakcie Little Salvador.
– Nie jesteś jedyną dziewczyną w osadzie – powiedział i odszedł jak gdyby nigdy nic.
Nie mogła uwierzyć. Patrzyła, jak odchodzi, a wraz z nim odchodziła nadzieja. Chciała go zatrzymać. Chciała, żeby tak jak kiedyś osiodłali konie, pojechali do zatoki, zostali tam do zmierzchu, rozpalili ognisko i rozmawiali o tym, o czym nigdy wcześniej nie mówili. Ale nie mogła zdobyć się nawet na to, żeby go zawołać.
Tego dnia czuła się przygnębiona bardziej niż zwykle. Wróciła do domu i zamknęła się w pokoju. Najpierw przelewała na kartki pamiętnika wszystko, co działo się w jej wnętrzu z przekonaniem, że żadne słowa nie będą w stanie tego opisać, a potem położyła się na łóżku. Raz po raz ocierała cisnące się do oczu łzy i myślała o tym, co mogłaby zrobić, żeby znów było jak dawniej. Jednak każda myśl wydawała się bezsensowna i głupia. Długo nie mogła zasnąć. Przypominała sobie, jak kiedyś pragnęła, żeby pomiędzy nią i Rayem coś się zmieniło, żeby wreszcie znalazł się tak blisko niej jak inni chłopcy ze swoimi dziewczynami. Przypomniała sobie, jak pragnęła jego dotyku i te wszystkie myśli wydały się teraz tak odległe i nierealne jakby dotyczyły kogoś na drugim końcu świata. Teraz pragnęła jednego – żeby Ray znowu siedział przy niej na plaży, choćby i w odległości nie tylko dwu, ale pięciu albo nawet dziesięciu stóp, ale żeby znów mogła słyszeć jego głos, widzieć twarz i oczy. Żeby Ray przebywał z nią, obok, nawet w dużej odległości, ale żeby tylko był...
A zaraz potem przypomniała sobie, że przecież nic dla niego nie znaczy, że wszystko skończone.
„Rozumiem – pomyślała, walcząc z dławiącą w gardle kulą. – Jedynie wydawało mi się, że jestem dla ciebie kimś ważniejszym niż inni. A przecież w końcu dowiedziałam się, że nie jestem jedyną dziewczyną w osadzie. Niech zatem tak będzie. Niech będzie tak, jak chcesz, Ray. Poczekam i popatrzę, która z tych dziewczyn cię zechce, wiedząc, że byłeś podejrzany o morderstwo."
CZYTASZ
Ziemia nadziei
General FictionWielowątkowa opowieść o losach ludzi, których ścieżki życiowe zbiegły się w pewnym odległym zakątku Ameryki Południowej, w latach trzydziestych XX wieku. Historia trudnego startu w życie, miłości i nienawiści. Całość jest już ukończona, a publikacja...