Stanley zbudził się o świcie, kiedy słońce ledwo co wynurzyło się zza horyzontu i zaczęło przebijać przez poranne chmury. Pola i łąki spowijała lekka mgła, która gęstniała w pobliżu strumieni i oczek wodnych. Panował chłód, ale dzień zapowiadał się pogodny.
– Nie spałeś całą noc? – zdziwił się Stan i przeciągnął leniwie na słomianym legowisku.
– Spałem – odparł Jack. – Przez chwilę. Ale głównie rozmyślałem o tym, co powiedziałeś. I nie wydaje mi się, żeby w takim dużym kraju nie znalazło się przynajmniej jedno miejsce nadające się do życia.
– Obyś miał rację, jak pragnę zdrowia – westchnął Stan.
– Ogromniem ciekaw, jak też będzie wyglądało miasto, do którego jedziemy. Jestem diablo głodny, napiłbym się też czegoś mocniejszego. To czasami dobrze robi na samopoczucie.
– O tym możesz od razu zapomnieć. – Stanley wyciągnął papierosa.
– A co? Nie da się ukraść?
– Pewnie się da, ale nie radziłbym zadzierać z tymi, którzy maczają rączki w gorzałce.
– Dlaczego niby?
– Mamy teraz tą... pro... prohibincję, czy jak to tam zwą.
– Co takiego?! – zdziwił się Jack. Nie znał słowa, którego użył Stan.
– Prohibincja, to znaczy, że gorzałka jest zabroniona. Nie wolno, rozumiesz? Nic nie wolno; ani produkować, ani sprzedawać, ani kupować. Nie da rady i kropka.
Tym razem Jack roześmiał się serdecznie.
– No nie, Stan! Przestań się wygłupiać! Jak to: nie wolno?
– Na twoim miejscu nie śmiałbym się jak głupi do sera, bo jeśli lubisz się napić, to będziesz miał kłopot. Jak pragnę zdrowia, Jack. To nawet w tej... konstytuncji ponoć stoi, że nie wolno i będzie już jakie parę lat wstecz, jak zakazali. Za to można się nieźle dorobić na przemycie i nielegalnym handlu. Ale to nie dla takich jak my. Trzeba mieć nieliche pieniądze i znajomości, żeby w to wejść. Jeśli chcesz świsnąć gorzałkę, to chyba tylko jakiemu gangsterowi, ale tego nie radziłbym robić.
– A prostytucja? – spytał Jack zrezygnowany. – Też jest nielegalna?
– Prosty... – Stan zająknął się i Jack miał wrażenie, że towarzysz podróży zaczerwienił się trochę. – Znaczy się te... dziewczynki masz na myśli?
– Nie, mam na myśli dziwki. To znaczy właściwie prostytutki – westchnął. – To taki zawód – wyjaśnił. – No wiesz, dziewczyny, które możesz przelecieć za pieniądze. A dziwka to nie zawód, tylko charakter. Z tym że przypomniałem sobie właśnie, że nie mam pieniędzy, a w takiej sytuacji faktycznie bardziej interesowałyby mnie dziwki.
– O czym ty gadasz, Jack? – spytał niezbyt głośno Stan i odwrócił wzrok.
– Mam ochotę się zabawić – odparł. – Skoro nie można się napić, to może przynajmniej będę mógł pogzić się z jakąś cizią. A ty co się tak czerwienisz jak burak? Siedziałeś w pudle, kradniesz żarcie, papierosy i cholera wie, co jeszcze, a czerwienisz się, kiedy mówię „dziwka".
– No bo... wiesz... uczucia to taka osobista sprawa...
– A kto tu mówi o uczuciach?
– Przecież powiedziałeś... – zaczął Stan.
– Powiedziałem, że chętnie przeleciałbym jakąś ślicznotkę, nic poza tym. Tak... – zamyślił się. – Ostatnimi czasy nieczęsto miałem okazję się zabawić. W najbliższym mieście spróbuję coś znaleźć.
CZYTASZ
Ziemia nadziei
Fiction généraleWielowątkowa opowieść o losach ludzi, których ścieżki życiowe zbiegły się w pewnym odległym zakątku Ameryki Południowej, w latach trzydziestych XX wieku. Historia trudnego startu w życie, miłości i nienawiści. Całość jest już ukończona, a publikacja...