Natychmiast po tym, jak opuściła biuro szeryfa, postanowiła spotkać się z Rayem. Pobiegła prosto do izby na poddaszu, ale tam go nie zastała, więc zaczęła szukać w stajniach Sullivana. Gdy i tam nie znalazła, osiodłała konia i pojechała do zatoczki. Przeszukała spory kawałek plaży skryty za skałami, a potem nawet okolice kamieniołomu. Raya nigdzie nie zauważyła.
„A jeśli dowiedział się, o co oskarża go szeryf? Jeśli dowiedział się i uciekł z osady? – pomyślała zaniepokojona. – Gdzie jesteś, Ray?"
– No, gdzie jesteś? – powtórzyła na głos.
Stała na trakcie, gdzieś w połowie drogi pomiędzy osadą a zatoką i rozglądała się bezradnie. Nie wierzyła w winę Raya. Ani przez chwilę nie miała wątpliwości, że chłopak został oskarżony niesłusznie. Przecież znała go od tylu lat i wiedziała, jaki jest – może trochę dziwny, może żył we własnym świecie, ale nigdy nie uwierzyłaby, że Ray byłby zdolny zabić. A stwierdzenie, że w jakikolwiek sposób mógłby jej zagrażać, wydawało się Mines po prostu śmieszne i niedorzeczne.
Wróciła do osady i ponownie przeszukała wszystkie możliwe miejsca, gdzie mógłby przebywać. Zajrzała nawet do Lucy i w desperacji – do kościoła. Ogarniało ją coraz większe przerażenie, bo Raya nie zastała nigdzie, w żadnym z miejsc. Aż w końcu pomyślała, że opuścił osadę na zawsze i nie zobaczy go nigdy więcej. Coś dławiło w gardle, kiedy uświadomiła sobie, że mógł wyjechać bez słowa pożegnania, zostawić wszystko, co istniało między nimi, zostawić ją, wspólne ogniska, rozmowy i... plany na przyszłość. Bo przecież powiedział, że pojedzie do Montany... Z drugiej strony czuła, że tak by nie postąpił, że nie uciekłby jak tchórz, ale broniłby się przed niesprawiedliwymi oskarżeniami, walczyłby do końca, bo coś takiego leżało w jego naturze. Ucieczka w żaden sposób nie pasowała do osobowości i charakteru tego człowieka.
Ale nie mogła nigdzie Raya znaleźć i ten fakt wydawał się wręcz przerażający.
„Może jest już w zatoce – pomyślała, bliska załamania. – Pojadę jeszcze raz."
Udała się tam z bijącym mocno sercem, z obawą i niepewnością w duszy, ale i ogromną nadzieją. Pomyślała, że jeśli go nie znajdzie, gotowa jest nawet opuścić Little Salvador i wyruszyć na poszukiwania, wszystko jedno jak daleko.
Znajomą sylwetkę zobaczyła już z daleka i wszystkie emocje odpłynęły, nerwowe napięcie opuściło ją natychmiast, a z serca zniknął ogromny ciężar. Popędziła Alegro, żeby jak najszybciej znaleźć się na miejscu. Ray siedział na piasku, z twarzą zwróconą w stronę zatoki. Kiedy Mines zeskoczył z konia tuż obok, spojrzał na dziewczynę i odezwał się najspokojniej w świecie:
– Cześć.
– Ray! Szukałam cię wszędzie! Myślałam, że...
– Co myślałaś? – spytał łagodnie.
– Myślałam, że uciekłeś. Ray, oni mówią... – zaczęła gorączkowo, ale chłopak przerwał nieodmiennie spokojnym i ciepłym tonem:
– Wiem, co mówią.
– Ale ja w to nie wierzę – zapewniła.
– To dobrze. Wiedziałem, że ty nie będziesz przeciwko mnie.
– Powiedzieli, żebym nie spotykała się z tobą, bo możesz mnie skrzywdzić.
– Tak powiedzieli?
– Tak, ale w to też nie wierzę.
– Posłuchaj, Mines. Departament w Salvador może zrobić śledztwo. Szeryf uparł się, że to ja i tak powie. Mogą mnie nawet skazać.
CZYTASZ
Ziemia nadziei
Aktuelle LiteraturWielowątkowa opowieść o losach ludzi, których ścieżki życiowe zbiegły się w pewnym odległym zakątku Ameryki Południowej, w latach trzydziestych XX wieku. Historia trudnego startu w życie, miłości i nienawiści. Całość jest już ukończona, a publikacja...