°Rozdział 18°•-Halloween-•

51 1 0
                                    

Po moich słowach wszytsko zadziało się szybko. Nate z złością wyparował z pokoju jak strzała. Od razu zerwałam się z łóżka za nim. Szybkim krokiem na bosaka szłam za chłopakiem. Nie interesowało mnie to, że moja mama i pani Shey biegły za mną i krzyczały coś niezrozumiałego dla mnie. Chłopak był bardzo szybki. Nie ważne ile razy i jak głośno krzyczałam on się nie zatrzymywał. Nawet żaden mięśniej się nie poruszył. Byłam coraz bliżej jego jednak on ciągle był szybszy. Wyszliśmy z szpitala.

-Nate stój!- krzyknęłam. Od razu wszystkie osoby stojące na parkingu się na nas popatrzyły. Musiało to wyglądać komicznie. W tedy już nie wytrzymałam i krzyknęłam- Nathaniel Shey stój!

Zadziałało. Zatrzymał się. Dalej był spiętym, ale mniej. Powoli się odwrócił. Z jego twarzy nie mogłam nic zobaczyć. Była nie wzruszona. Pusta. Tak jak jego oczy. Nie wiem dlaczego się zatrzymał. Zmarszczyłam lekko brwi. Nathaniel dalej nic nie mówił, ciągle skanował moją twarz. Nie wiem dlaczego popatrzyłam za jego ramie, ale wydawało mi się, że zobaczyłam znajome auto i twarz. Nie myliłam się. Znałam ten samochód. I osobę, która z niego wyszła. Zamarłam. Przełknęłam głośno ślinę i zrobiłam krok do tyłu. Wiedziałam, że jak Shey się odwróci to będzie po nim. Tak właśnie sam Brian Wood przyszedł do szpitala. Wiem nawet po co. Znowu spojrzałam na bruneta, który z lekko zmarszczonymi brwiami na mnie patrzył. Kiedy już chciał się odwrócić usłyszeliśmi krzyki mojej rodzicielki.

-Victoria! Masz natychmiast wracać do środka zaraz się przeziębisz! Jest jesień!- krzyczała. Nagle poczułam uścisk na ramieniu. Szybko się odwróciłam i wyszarpałam rękę z uścisku. Emily od razu się odsunęła o krok. Znowu popatrzyłam na Shey'a, który dalej na mnie patrzył.

-Shey chodź- powiedziałam cicho, ale tak aby brunet usłyszał. Powoli chłopak zaczął iść w naszą stronę. Dalej miał lekko zmarszczone brwi, ale próbowałam na to nie wzracać uwagi. Kiedy był już przy nas ruszyliśmy w stronę drzwi od szpitala. Zerknęłam jeszcze przez ramię na Briana. Nie było go.

Bałam się go. Bałam się Briana Wooda, ale dopuki on był w pobliżu czułam się bezpiecznie. Bez niego tak nie było. Bez Nathaniela Shey'a nie czułabym się bezpiecznie. Bo Nathaniel Shey był moim bezpieczeństwem.

***

Dwa dni temu wyszłam z szpitala. Wogule nie wychodziłam z domu. W te dwa dni prawie cała ekipa się za mną tak stęskniła, że połączenia od nich dostawałam co pięć minut. I w żaden ten dzień nie było nawet godziny spokoju, bo albo dzwonili lub pisali albo przychodzili i napieprzali w ten jebany dzwonek od drzwi, a ja jak jakaś debilka prosiłam mame i Theo żeby ich nie wpuszczali. Wczoraj jak do mnie przyśli Matt, Chris, Mia i Laura tak się wkurzyli kiedy zamiast mojej mamy albo Theo otworzył Nathaniel bo był pomóc mojej mamie bo się coś z telewizorem stało, to ledwo co wyszedł cały tak się na niego rzucili. Dziś podobno zrobił sobie wagary tak go wkurzali.

Otworzyłam lodówkę, w której miałam nadzieje, że znajdę jakieś jedzenie jednak się myliłam. Była pusta. Jęknęłam głośno po czym ją zamknęłam głośno i schowałam twarz w dłoniach. Nie mogę wyjść z domu bo migiem moi znajomi mnie znajdą. Przecież oni nawet umieją w krzakach cały dzień siedzieć raz nawet chcieli wejść przez okno i taras, ale im coś nie pykło. Przestraszyli się kota. Nie wiem co im się stało. Może coś biorą, albo piją. Nie wiem, ale za to wiem że dziś dokładnie dwudziestego czwartego października umrę. Jeszcze raz głośno westchnęłam i niemal od razu zatkałam usta bo ledwo powstrzymałam się od krzyku i złapania najbliższej rzeczy, która jest obok. Niestety wypadłoby na wazon.

I hate myself Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz