+Walka+
Dosłownie parę godzin przed walką dowiedziałem się, że Vicky ma wyścig w tym samym czasie co ja walkę. Tak bardzo chciałem jej dopingować jednak nie mogłem. Przez to całe zamieszanie, które dzieje się w moim życiu zapomniałem o wszystkim. Nie chciałem brunetce i ogólnie reszcie mówić co się dzieje. Dosłownie kłamałem ich ciągle.
Po chwili dyskusji postanowiliśmy, że dziewczyny pójdą z Clark na jej wyścig, a chłopacy że mną na moją walkę. Bałem się o życie brunetki. A najbardziej o to, że będzie mieć jakiś wypadek.
Weszłem powoli na ring. Słyszałem swoje imię, które krzyczą ludzie. Mój przeciwnik wcale nie był słaby. Był tuż po mnie. Był drugim najlepszym. Jednak nie bałem się o sobie. Z racji, że Jasmine była na wyścigu Vik jej rolę przejął Scott. Po chwili walka się zaczęła. Mój przeciwnik jako pierwszy zaatakować jednak ja uniknąłem jego ciosu i sam mu przywaliłem w twarz, a potem w brzuch. Chłopak jednak nie odpuszczał. Po chwili oberwałem i ja. Przeciwnik z całej siły przywalił mi w brzuch, a potem w twarz. Stosował mojej taktyki. Mój trener od czasu do czasu krzyczał coś niezrozumiałego dla mnie. Byłem za bardzo rozkojarzony. Grałem inaczej niż zawsze. Moje ciosu nie były takie mocne jak zawsze. Jak i pewne. Moja głowa była za bardzo zapełniona myślami. O niej. Bałem się o Vicky. Po 5 rundach byłem już wykończony. Kiedy była przerwał słyszałem cicho kłótnie pomiędzy Lukiem a Scottem. W końcu Parker do mnie podszedł. Był załamany. Widziałem w jego oczach smutek.-Nate.. Victoria ona...- zaczął powoli. Wtedy moje serce przestało na chwile bić- miała wypadek... Vik jest w szpitalu jest stan jest krytyczny. Podobno obiła się bardzo i jakiś ostry kamień mocno ją zadrapał. Będzie mieć chyba operacje bo jakaś cząstka kamyka wbiła jej się głęboko w biodro do tej rany i uderzyła głową o kamień- skączył, a ja już wiedziałem co mam zrobić. Poddać się. Kiedy była ostatnia runda stanąłem jak słup na ringu i czekałem, aż on uderzy.
-Bij mnie ile chcesz jak chcesz mocno czy lekko, ale mnie to nic nie obchodzi- zacząłem powoli i cicho- jeśli ona nie przeżyje to i tak ze sobą skączę więc teraz chce razem z nią siedzieć w szpitalu więc bij- powiedziałem.
Mój przeciwnik chwile się zastanawiał, aż w końcu poprostu zaczął mnie bić. Nie broniłem się. Nie biłem go. Chciałem czuć ból. Chciałem leżeć tam razem z nią. Ona nie mogła sama cierpieć. Nie mogła. A jak ona umrze to umrę i ja. Ja porostu się poddałem. Chłopak bił mnie tak mocno, że podejrzewam, że będę mieć dużo siniaków. Przeciwnik uderzył mnie tak mocno w twarzy, że spałem na ziemię. Potem zaczął mnie kopać dopóki nie straciłem przytomności. Właśnie straciłem przytomność i miałem nadzieję, że ona przeżyje. Miała jeszcze długie życie przed sobą. Ja nie miałem znaczenia. Ostatnie co słyszałem po tym wszystkim były krzyki. Jak przez mgłę usłyszałem głośny krzyk Luke.
-Kurwa dzwońcie po karetkę on nie oddycha!
Nie oddycha...
Pov: Mia Roberts
To co poczułam w momencie kiedy usłyszałam głośny chuk rozbiło moje serce na kilka kawałków. W miejscu, w którym motocykl Vik i tego nowego się zderzyły było mnóstwo pyłu i kurzu. Nie było prawie nic widać. Widziałam jedynie jak ciało Victorii wyleciało po uderzeniu w powietrze i upadło gdzieś dalej. Od razu zbiegł.am z trybun. To nie mogło się dziać. To musiał być sen. Victoria musiał żyć. Biegłam po torze słysząc za sobą krzyki innych. Widziałam przez mgłę jak numerek 14 zdejmuje kask. To był Brian Wood. Vik też się podniosła i zdjęła kask po czym pokazał mu środkowy palec i upadła na ziemię. Słyszałam krzyki Elliota i reszty. On też już wiedział. Kucnęłam obok nieprzytomnej brunetki i sprawdziłam czy oddycha. Nie oddychała. Miała wielką raną nad biodrem, która była głęboka. Widziałam tam jakiś odłamek czegoś. Dziewczyna jeszcze uderzyła o kamień. To nie mogła być prawda.
CZYTASZ
I hate myself
RomanceDziewczyna o imieniu Victoria Clark przeprowadza się do Culver City gdzie napotyka paczkę znajomych i się z nimi koleguje, lecz jest tam jeden chłopak którego nienawidzi a on nienawidzi jej. Ciągle się kłócą albo biją, lecz jedna impreza może wszyts...