°Rozdział 47°•-Ważny wyścig-•

26 1 0
                                    

Pov: Clark

Jakoś o godzinie 16:45 wyszłam z Theo i Elliotem z domu. Smith się uparł, że on prowadzi więc dałam mu prowadzić bo czemu by nie. Jechaliśmy coś około 10/ 15 minut. Chris nie miał jakoś bardzo daleko domu od mojego więc no. Byłam ubrana w zwykłą czarną sukienkę z rozcięciem na udzie i szpilki. Zaparkowaliśmy pod domem Adamsa. Od razu wysiadłam z auta i zamknęłam drzwi. Ruszyliśmy razem w stronę domu. Zatrzymaliśmy się przed drzwiami.

-To nie jest koniecznie- powiedziałam kiedy Theo zakrył mi oczy dłońmi.

-Jest- powiedział Elliot i otworzył drzwi. Zrobiłam krok do przodu. Całe szczęście, że mój ukochany braciszek mnie trzyma bo bym się wypierdoliła i dopiero by było.

-Zepsujesz mi makijaż debilu- powiedziałam trochę głośniej. Theo tylko cicho westchnął i się zatrzymał przez co i ja się zatrzymałam. Po chwili mój brat zdjął ręce z moich oczu, a ja sama je otworzyłam.

-WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO Z OKAZJI OSIEMNASTYCH URODZIN!- krzyknęli wszyscy razem, a ja aż zatkałam uszy rękoma. Na mojej twarzy momentalnie zawitał uśmiech.

Dom Chrisa był ładnie ustrojony. Na środku salonu stał stół z wieloma przekąskami. To czekolada, jakieś ciasta, babeczki, ciasteczka i alkohol. Na podłodze leżały prezenty. Jedne były małe a drugie duże. Wszyscy byli uśmiechnięci od ucha do ucha. Tak samo byli ładnie ubrani. Znaczy dziewczyny bo chłopach wyglądali tak jak zawsze więc no. Patrzyłam na nich z uśmiechem i lekkim lagiem mózgu. Szczerze nie spodziewałam się tego.

-Wchodź a nie tak stoisz!- krzyknął Adams i do mnie podszedł od razu popychając w stronę reszty.

-I wy to wszystko zrobiliście dla mnie?- spytałam.

-Tak i mam nadzieję, że moje osiemnaste urodziny będą tak samo wspaniałe- powiedziała Mia. Zaśmiałam się cicho i się ze wszystkimi przywitałam.

-Wiecie, że to nie było konieczne- powiedziałam i na nich spojrzałam- wystarczyła wasza obecność.

-Było konieczne i to bardzo- powiedziała Moore. Przewróciłam oczami i usiadłam na swoim miejscu.

-Odpakuj te prezenty a nie siadasz nie mogę się doczekać aż je odpakujesz- powiedziała Audrey klaszcząc cicho w ręce. Ponownie przewróciłam oczami, ale w końcu wstałam z miejsca i podeszłam do prezentów.

-Od mojego!- krzyknęła Roberts kiedy miałam już brać pierwszy prezent- ten różowy- dodała z uśmiechem. No tak różowy to jej ulubiony kolor więc czego miałam się spodziewać.

Powoli wzięłam różową paczuszkę i usiadłam na kanapie obok. Odwiązałam wstążkę i rozerwałam papier bo po co się trudzić. Odgarnęłam włosy i otworzyłam pudełko. W środku był własno ręczny prezent. Była to książka z naszymi zdjęciami z tamtego roku. Niektóre z tych zdjęć były zrobione z ukrycia. Bez mojej wiedzy. Mia dała tu zdjęcie jak próbowałam zejść po rurze. Albo jak w halloween gadałam z Nate'm na dworze paląc fajki. Wiedziałam, że zrobiły nam wtedy zdjęcie. Były również zdjęcia z imprez. Naprzykład z sylwestra kiedy na dachu piliśmy piwo. Albo jak dopiero co dołączyliśmy do szkoły. Zdziwiłam się na widok zdjęcia ze mną i Shey'em kiedy byłam z Roberts w maku i ten postanowił mi podokuczać i trzymał mi drzwi od łazienki abym nie mogła wyjść. Najbardziej spodobało mi się zdjęcie nas wszystkich kiedy razem graliśmy w grę co zrobiłam z moją starą klasą. Był tam nawet Jason i Ashley. Było również zdjęcie jak robiliśmy pierniki i ozdabialiśmy choinkę w naszym domu. I to jak nakładaliśmy czarne maseczki chłopakom kiedy chcieli nas nastraszyć w nocy. Było nawet zdjęcie z ogniska i mojej pierwszej randki z Nathnielem. Tylko pytanie skąd ona je miała. Bo było to to zdjęcie, na którym się całowaliśmy. Do teraz mam je na tapecie. Było tam mnóstwo zdjęć. I większość było zrobione z zaskoczenia albo z ukrycia. Album był koloru czarnego a na środku okładki był złoty napis "2023 rok. NASZ PIERWSZY ROK RAZEM. EKIPA Z CULVER CITY. NASZA RODZINA".
Spojrzałam na Mię Roberts, która uśmiechała się jeszcze szerzej. Ten prezent był piękny. Bałam się otworzyć kolejnych. Boże na pewno się rozpłaczę.

I hate myself Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz