Rozdział 5

18.9K 1.1K 76
                                    

Rozdział 5

Gdzie, do cholery podziewała się Caroline? Nigdy więcej. Nigdy więcej już nigdzie z nią nie pójdę.

Pociągnęłam kolejny łyk Martini i poczułam, jak zaczynam się rozluźniać. Siedząc przy barze miałam świetny widok na całą salę.

Minęło dwadzieścia minut, a Warda nadal nie było na horyzoncie, co zauważyłam z ulgą. Kim on był? Na pewno kimś ważnym. Jego własna matka organizowała ten bal.

A ja i tak go spławiłam. Oliver będzie na mnie wściekły. Podejrzewam, że robią jakieś interesy, a kiedy Ward poskarży się Oliverowi, to będę miała przechlapane. Ward nie jest tym typem, któremu się odmawia bezkarnie. Wygląda na człowieka, który posiada wszystko co dusza zapragnie, a jeśli jeszcze czegoś nie ma, to uparcie dąży do jego zdobycia.

– Lubi pani uciekać, co?

No właśnie. O wilku mowa.

Przewróciłam oczami, nawet nie zaszczycając go jednym spojrzeniem. Nie usiadł na stołku obok, stał blisko mnie. Zbyt blisko.

Czego on chce? No bo na pewno nie chce mnie do siebie przekonać. Nie byłam najbrzydsza, ale też nie najpiękniejsza. Czym mogłam go zachwycić? Swoim brakiem kultury i niewyparzonym językiem?

– A pan lubi prześladować – bardziej stwierdziłam niż zapytałam.

Usłyszałam cmoknięcie.

– No cóż, nie nazwałbym tak tego.

Spojrzałam na niego gwałtownie.

– Ach, doprawdy?

Przytaknął powoli.

– Nie lubię, kiedy ktoś mi odmawia.

Prychnęłam.

– To niech się pan przyzwyczaja. Nie posiada pan wszystkiego, panie Ward. Każdy ma prawo do wyboru.

Jego zęby zalśniły w psotnym uśmiechu. Nagle wydał się wolny, szczęśliwy i skory do szaleństw.

– Oczywiście, Natalie – mruknął, kładąc lewy łokieć na blacie i podpierając nadgarstkiem szczękę. Wyglądał tak świetnie, że przez moment uznałam to za nierealne. – Jednak nadal mam możliwość negocjacji. Negocjacji do chwili, kiedy druga strona zaczyna rozumieć, że odmowa nie ma sensu.

Wariat. Przystojny i seksowny wariat.

– Jak to dobrze się składa, że jestem konsekwentna w swoich decyzjach.

Zmrużył oczy, posyłając mi spojrzenie, które mówiło jeszcze–zobaczymy. Odrywając się od jego stalowego spojrzenia zerknęłam w bok.

Joe Baxter. Skrzywiłam się. Był w towarzystwie jakieś blond lali. I wydawało się, że bawią się świetnie. Szybko znalazł pocieszenie.

– Czułaś coś do nie niego?

Zaskoczona spojrzałam na mojego niechcianego towarzysza. Wydawał się poważny. Jego oczy znów nie wyrażały żadnych emocji i wydawało się, że tak szybko jak się nieco otworzył, tak szybko zamknął się z powrotem.

– Panie, nie przywykłam rozmawiać o swoich sprawach sercowych z nieznajomymi – syknęłam zirytowana.

Spojrzał na mnie ostro.

– Czułaś coś do niego? – powtórzył, tym razem dosadniej.

Przegryzłam wargę, mój wzrok automatycznie powędrował w stronę Joego.

Czy czułam coś do niego? Uśmiechnęłam się z nostalgią. Był miłą odskocznią i zawsze spędzałam z nim miło czas, ale czy mogłoby z tego wyjść coś więcej? Nie sądzę.

Zaufaj MiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz