Rozdział 1

55.2K 1.2K 147
                                    

Rozdział 1

Jadłam już drugą czekoladę, zajadając ją chipsami paprykowymi. Uwielbiałam słodki smak przeplatany czymś słonym. Przydałyby się bąbelki. Cola. Och, zdecydowanie.

Jednak byłam skulona na wygodnym i wysłużonym fotelu taty, otulona starym kocem, który pamiętał lepsze lata i ruszanie się gdziekolwiek byłoby grzechem.

Z kuchni dobiegły mnie kolejne krzyki, jednak jak to miałam już w zwyczaju, nie zareagowałam i z wyćwiczonym do perfekcji nawykiem ignorowania kłótni w tym domu sięgnęłam po kolejnego chipsa o smaku paprykowym. Póki jest głośno, to znaczy że się jeszcze nie pozabijali. Jeśli zapadłaby pięciominutowa cisza, podejrzewałabym, że mama już nie wytrzymała i zamordowała Davida rurą od odkurzacza, tak jak obiecywała tysiące razy.

- David! Zostawże ją w spokoju!

Krzyk mamy nie powstrzymał mojego ukochanego braciszka i już po chwili na moim lewym poliku wylądował siarczysty cmok. Otworzyłam oczy, wytarłam twarz i obdarzyłam go gardzącym spojrzeniem. Dwie pary piwnych oczu patrzyły na siebie z wrogością, aby po chwili roześmiać się radośnie.

Przyznaję, mój brat był denerwujący na sto sposobów, a jedną z jego największych wad było nadmierne okazywanie swoich uczuć wobec… wszystkich. Jednak mimo wszystko miał w sobie coś takiego, że nie mogłam być na niego wkurzona dłużej niż minutę.

– Jak tam Caroline? – spytał, obdarzając mnie tym spojrzeniem. Przewróciłam oczami.

– Nie było mnie w domu przez miesiąc, a to jest twoje pierwsze pytanie, które postanawiasz mi zadać?

Na jego twarzy zawitał leniwy uśmiech, który współgrał z błyskiem w oczach. Wzruszył ramionami, sadowiąc się na kanapie obok.

– No wiesz, wyrosła na niezłą laskę.

– Laskę to masz w przedpokoju – odparowałam szybko, zgodnie z prawdą zresztą. Drewniana laska przywieziona z gór była nierozerwalną częścią wystroju naszego domu, nieważne że nie pełniła żadnej funkcji (nie licząc chwil, kiedy mamie kończyły się argumenty, w tej sytuacji laska w jej rękach zawsze się sprawdzała).

– No dobrze, no to inny temat. Zdajesz sobie sprawę z tego, że się pasiesz? – Prychnęłam na jego słowa. Byłam już do tego przyzwyczajona, więc wyciągnęłam rękę po kolejny kawałek czekolady, uśmiechając się przy tym słodko. Nagannie pokręcił głową. – A potem to my, mężczyźni wysłuchujemy waszych lamentów pod tytułem o-Boże-jestem-gruba-nikt-mnie-nie-chce-odchudzam-się-od-jutra.

– Mów za siebie.

– No właśnie. Tak na marginesie to schudłaś. – Podniosłam brwi do góry. – Zupełnie nie wiem jakim cudem – dodał szczerząc kły.

– Wcale nie – mruknęłam, uśmiechając się w duchu. Pod kocem, niepostrzeżenie, jedną ręką chwyciłam swoje udo.

Czy ja wiem? Od kiedy pamiętam nie byłam tym typem dziewczyny, której mantrą jest „Najem się, kiedy umrę.” Wolałam nie odmawiać sobie słodyczy, ale nie byłam też gruba. Po prostu zaokrąglałam się tam gdzie potrzeba, jednak nogi zawsze były moją zmorą, chociaż każdy mi powtarzał, że z nimi wszystko w porządku.

Dobra, dobra. Ja swoje wiem. I właśnie dlatego, chociaż chciałam skakać z radości z tego małego spostrzeżenia, którego dokonał mój dwudziestodziewięcioletni braciszek, najzwyczajniej w świecie wzruszyłam nonszalancko ramionami i zjadłam kolejnego chipsa.

Zaufaj MiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz