Rozdział 40

13.9K 872 38
                                    

Rozdział 40

- Nawet nie wiesz, jak bardzo jestem ci wdzięczna.

Patrzyłam na Lucy z lekkim uśmiechem. Inaczej niż zazwyczaj była radosna i uśmiechnięta, nawet nie zauważyła, że praktycznie prowadzi rozmowę jednostronną. Bo teraz, godzinę po spotkaniu z Jackiem, nie byłam w najlepszym humorze do rozmowy. Jednak Lucy to nie przeszkadzało; w końcu przypominała tą samą rudowłosą z liceum o niesamowitym temperamencie i ciętym języku.

Wywróciłam oczyma.

- Nawet nie odbyła się jeszcze jedna rozprawa z Jackiem w sądzie. Nie masz jeszcze za co dziękować.

Machnęła ręką. Uśmiechnęła się przepraszająco.

- Rozmawiałam z Caroline. Wiem, że Jack został oskarżony o porwanie Jennifer. Gdyby nie to, że ciebie namówiłam na tą sprawę, to Jack nigdy nie chciałby cię nastraszyć, poprzez porwanie Jennifer.

Zmarszczyłam czoło. Dopiero teraz zaczynałam sobie uświadamiać, jak bezsensownie to brzmiało. Caroline miała rację, tak samo jak moja podświadomość, której dla dobra swojego zdrowia psychicznego, raczej nie chciałam wierzyć.

To nie Jack porwał Jennifer. Nie kłamał. Był zdolny do tego, ale przez myśl by mu nie przeszło, aby porwać kogoś, z kim jestem tylko koleżanką. Miał tak duży wybór: dziewczyny, moja wielka rodzina, a jednak padło na Jennifer.

Coś tu nie grało.

Rozejrzałam się po ulicy, przy której właśnie stałyśmy. Wyszłyśmy z kawiarenki i każda z nas miała już pójść w inną stronę, ale Lucy czuła się winna, więc próbowała się jakoś wytłumaczyć.

- Nie przejmuj się. Z Jennifer jest wszystko w porządku, a Jack siedzi w więzieniu. Koniec koszmaru.

Przytaknęła z ulgą, uśmiechając się lekko po raz tysięczny podczas naszego spotkania. Poczułam wibracje w kieszeni.

Ugh.

Zirytowana, spojrzałam na wyświetlacz po raz piąty podczas tej godziny.

Matthew.

Ta, dzwonił już pięć razy. A ja nie chciałam odbierać, bo kompletnie nie wiedziałam co mu powiedzieć. Spytać, czy to co Jack powiedział jest prawdą? Czy może od razu zacząć od kłótni, oskarżając go, że jest kłamcą?

Westchnęłam głośno.

- Jakieś problemy w raju? - Lucy spytała, śmiejąc się cicho.

Jaki raj, dziewczyno. Byłam w piekle. Odrzuciłam połączenie i napisałam mu SMS-a, abyśmy spotkali się u mnie, Caroline i tak gdzieś wywiało, a Claudia pojechała po zakupy.

Musiałam spotkać się z nim w moim mieszkaniu, bo tam czuję się pewnie. Tam, mogę mu wykrzyczeć wszystko co myślę, jego apartament przytłaczał mnie tym, że jest tak pusty i zimny.

Komórkę schowałam z powrotem i zerknęłam na Lucy.

- Zadzwonię do ciebie, kiedy będę znać datę rozprawy, dobrze? - Przytaknęła energicznie.

- Do zobaczenia, Nat. - Powiedziała, machając mi ręką i odwracając się po chwili.

- Trzymaj się! - Krzyknęłam jeszcze na odchodne.

Zwróciłam się w stronę ulicy. Potrzebowałam taksówki. Mój samochód stał w warsztacie, a ja nie miałam ochoty robić sobie kilkukilometrowego spacerku, szczególnie, kiedy mamy tak dziwny upał, zważywszy na porę roku. Tak, była końcówka marca, jednak ja sama miałam ochotę zrzucić sweter i paradować w samej bluzce na ramiączkach, był tylko jeden problem, za chiny nie pomyślałabym dzisiaj rano, aby założyć tak lekką bluzkę.

Zaufaj MiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz