Rozdział 26

16.5K 952 73
                                    

Rozdział 26

Zmęczona, opadłam na ławki rozstawione w centrum handlowym. Po chwili, Matt usiadł tuż koło mnie.

- Nie mam już sił.- Mruknęłam.

W tym samym momencie spojrzeliśmy  na kilkanaście prezentów u naszych stóp.

- Musimy jeszcze kupić prezent twojemu ojcu.

Zmarszczyłam czoło.

- To idź sam. Ja się nigdzie nie ruszam. – Odpowiedziałam.

Zaśmiał się chrapliwie, spoglądając na mnie z ukosa.

- Jesteś kobietą idealną.

- Czemu? - Spytałam odruchowo. Dopiero potem doszło do mnie co właśnie mi powiedział. Spojrzałam na niego.

Przekrzywił głowę, na jego twarzy pojawił się tajemniczy uśmiech.

- Uwielbiasz football, co prawda nie tę drużynę co potrzeba, ale popracujemy nad tym i w dodatku nie cierpisz zakupów. Coś pięknego.

Zaśmiałam się pod nosem.

- No widzisz, jaki z ciebie szczęściarz.

Boże, po co ja to mówiłam. Teraz wpatrywał się we mnie tym nieprzeniknionym spojrzeniem i uśmiechem, jakby powierzał mi tajemnice, a ja nie miałam pojęcia, jaka to tajemnica. Znałam go coraz dłużej i zazwyczaj się nie rumieniłam, ale czasami nadal sprawiał, że czułam się przy nim niezręcznie.

Ugh.

Odchrząknęłam i wstałam, odwracając od niego wzrok.

- To ja idę na hamburgera, a ty idź kupić prezent mojemu tacie.

Spojrzał na mnie pytająco.

- Miałaś się nie ruszać.

Podparłam się pod boki.

- Jesteśmy w centrum handlowym, nie pójście tutaj  na hamburgera to, jak grzech ciężki.

Pokręcił głową do swoich własnych myśli i rozeszliśmy się we dwie strony.

- Matthew! Krawat wystarczy!

Odwrócił się, z zaskoczeniem na twarzy.

- A ty co mu kupiłaś?

Spojrzałam na niego, jak na kosmitę, po czym uśmiechnęłam się słodko.

- Skarpetki. Będę czekać!

Uśmiechnęłam się pod nosem z jego zdegustowanej miny. Co jest złego w kupowaniu skarpetek? Gdybym miała kupować całej mojej rodzinie białe złoto na święta to bym zbankrutowała.

 ************

- Matthew! - Zrobił niewinną minę i spojrzał na mnie mrugając oczyma.

- Przecież już nic nie mówię. - Oznajmił.

Zacisnęłam szczękę ze złości. Prowadziłam samochód Matta. Co było dosyć normalną rzeczą, bo to ja znałam drogę, jednak nie wiedziałam co mnie czeka, kiedy zasiadałam za kierownicą tego samochodu.

Po dwóch godzinach jazdy miałam go już serdecznie dosyć. Najpierw zaczął mi mówić co robię źle, kiedy zwróciłam mu uwagę stwierdził, że tylko mnie uczy i powinnam być mu wdzięczna bo człowiek uczy się do śmierci. Potem uspokoił się nieco, ale jego spojrzenia nie dawały mi spokoju. Z tego wszystkiego zaczynałam mylić biegi!

- Twoja buzia może się nie rusza, ale oczy mówią wszystko.

- Ależ poetyckie. - Zgromiłam go wzrokiem. Westchnął, uśmiechając się nerwowo. Chyba sam próbował się uspokoić ale mu to nie wychodziło. - Jesteś pierwszą osobą, która prowadzi to auto. Oprócz mnie.

Zaufaj MiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz