Rozdział 42

12.7K 862 30
                                    

Rozdział 42

Westchnęłam głośno po raz setny w tak krótkim czasie.

Matt nadal się nie ruszał.

Siedzieliśmy na tyle karetki, ja owinięta w koc i Matt tuż obok mnie, cichy i zamknięty w sobie.

- Więc mówił prawdę? Wszystko? - Spytałam po chwili.

Matt zmrużył oczy, nie spoglądając na mnie.

- Dzwoniłem do ciebie. Detektyw zdobył dowody, że to... że mój ojciec porwał Jennifer. I wtedy byłem pewny, że nie jesteś bezpieczna.

- Zdajesz sobie sprawę, że nie byłoby nas tutaj, gdybyś mi wszystko powiedział wcześniej?

- Nie wiedziałem, że Alexander stanie się pijawką, która zrobi wszystko, aby zdobyć moje pieniądze.

- Mówię o Peterze, Matt. - Mruknęłam.

Spojrzał na mnie ostro, zaciskając szczękę.

- Kiedy? Na początku naszej znajomości? Żebyś uciekła z krzykiem? Próbowałem...- Zawiesił się, przeczesując włosy po raz kolejny tego wieczoru. - Myślisz, że dlaczego zaproponowałem ci ten idiotyczny układ? Nie chciałem, abyś była w niebezpieczeństwie, wiążąc się ze mną.

Prychnęłam.

- Tłumacz to sobie tak dalej.

Patrzył na mnie gniewnie.

- No to może w Paryżu, co? "Och, Nat, przepraszam, że wcześniej ci nie wspominałem, ale zabiłem swojego przyszywanego ojca"!

Moje oczy zmieniły się w szparki, miałam gdzieś policjantów, którzy zabezpieczali miejsce zbrodni i lekarzy, którzy zajmowali się Alexem.

- Żebyś wiedział! - Krzyknęłam.

Matt westchnął, przymykając oczyma.

- Przecież dostałaś środek uspokajający. - Mruknął zrezygnowany.

- Najwyraźniej nie działa! - Syknęłam, pochylając się w jego stronę. - Mam cię dosyć, egoisto! Doskonale wiedziałeś, że to Alexander porwał Jennifer, a jednak patrzyłeś z uśmiechem na to, jak się winiłam za to porwanie, bo, głupia ja, myślałam że to Jack ja porwał! Pomyśleć, że jedyny on był ze mną szczery! Nie ty, tylko on!

Matthew uniósł brwi do góry, zmarszczył czoło i spojrzał na mnie uważnie.

- A kiedy ty z nim rozmawiałaś?

Ups.

- W więzieniu. I ostrzegam cię od razu, żebyś się nie pogrążał: wiem o poprawczaku i o tym, że znasz Jacka.

Spojrzał w dal, mrużąc oczy.

- Jechałem z Peterem do szpitala, matka zasłabła. Zaczęliśmy się kłócić, więc się zatrzymał. Od słowa do słowa, zaczęliśmy się szarpać. Pchnąłem go i...- Machnął ręką, tak, jakby chciał mi to zademonstrować. - ...wpadł pod koła innego samochodu. A, że była to autostrada to z Petera nie zostało praktycznie nic. A ja trafiłem do poprawczaka.

Uh.

Czy to dziwne, że czułam coś w rodzaju ulgi? Tak, Matt teoretycznie zabił własnego ojca, ale przypadkowo. Nieszczęśliwy wypadek i zbieg okoliczności.

I to był ten jego wielki sekret. 

Wszystko złożyło się w idealną całość. Zaproponowanie układu; jakimś dziwnym sposobem uważał, że jeśliby nie związał się ze mną emocjonalnie to nie naraziłby mnie na niebezpieczeństwo ze strony Alexandra, jego prawdziwego ojca. Układ też chroniłby tyłek samego Matta, bo nie musiałby mi teraz tłumaczyć, że był w poprawczaku dlatego, że nieumyślnie spowodował śmierć. A Jack po prostu napatoczył się po drodzę i wiedział parę rzeczy.

Z jednej strony rozumiałam jego wahanie, jest przecież wielkim prezesem, który nie ma słabości i o którego przeszłości prawie nikt, nic nie wie. Ale prawdę zataił przede mną, osobie, której podobnież ufa.

- Ja tak nie mogę, Matthew. - Szepnęłam.

Spojrzał na mnie gwałtownie z niezrozumieniem wypisanym na twarzy.

- Nie rób tego, Natalie. - Pokręciłam przecząco głową. - Jeśli nie czujesz do...

- Nie chodzi o to. - Skrzywiłam się. - I nigdy nie chodziło. Czułam do ciebie coś od początku. Od pierwszej chwili była to jakaś atrakcja, przyciąganie. Dopiero potem przerodziło się to w coś głębszego. I nie mogę tak dalej, Matthew. Bo to boli. Przeżyliśmy ze sobą wiele wspaniałych chwil, ale ile razy doprowadzałeś mnie do szalu, tymi twoimi sekretami?

- Teraz...

Zerwałam się z miejsca, stanęłam naprzeciwko niego i uśmiechnęłam się lekko.

- Nie, Matthew. Nie zapomnę o tym co działo się kiedyś. Nie jestem taka.

Zmrużył oczy, które patrzyły na mnie oskarżycielsko.

- I co teraz? Koniec, tak po prostu?

Położyłam ręce na jego szyi, kciukiem gładząc jego żuchwę.

- Nie, oczywiście, że nie. Potrzebuję czasu, to wszystko. I spróbujemy od nowa. - Przytaknął powoli. - Jako przyjaciele.

- Co? - Sapnął.

Roześmiałam się cicho. Czułam, jak środek uspokajający naprawdę zaczyna działać. Byłam stanowczo zbyt spokojna i nie miałam nawet siły porządnie się na niego wydrzeć, dlatego byłam tak miła. Z drugiej strony, chciałam być dla niego wyrozumiała. Bo Matt naprawdę tego potrzebował: zrozumienia.

- Zaufanie, Matthew. Muszę zacząć ci ufać. A potem...- Wzruszyłam ramionami. Matt nadal obserwował mnie spod byka. -...czas pokaże.

Jego oczy, nagle stały się o ton jaśniejsze i wyrażały tą jego zaciętość i upartość. Pokręciłam głową pobłażliwie. Wiedziałam co to oznacza. Nie miał zamiaru rezygnować. Rezygnować ze mnie.

Nie żegnałam się z nim, bo pewnie jeszcze wiele razy się spotkamy, a przynajmniej miałam taką nadzieje, ale musiałam mu to powiedzieć. Musiał wiedzieć, że mimo tego jaki jest, z wadami przewyższającymi nad zaletami to i tak pokochałam go takim jaki jest.

Nachyliłam się powoli i pocałowałam go lekko w policzek, po czym szepnęłam mu do ucha:

- Kocham cię, Matthew. Pamiętaj o tym.

******************

Oto i rozdział :) Krótki, wiem, wiem, ale chciałam go tak jakoś ładnie zakończyć a nie zaczynać jakiegoś bełkotu z inną sceną :D Następny rozdział to odpoczęcie od Matta, będzie trochę wracania do korzeni rodzinnych i tak dalej. Nie wiem, jak wy, ale ja uwielbiam rodzinę Natalie także będę miała wiele ubawu pisząc następne rozdziały ;) Mam nadzieję, że się podobało, dziękuję jak zawsze za wszystko i miłego, nieco dłuższego niż zwykle weekendu!

Zaufaj MiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz