Rozdział 32

15.3K 892 13
                                    

Rozdział 32

Zmrużyłam oczy, nie zauważając nawet, kiedy moja noga zaczęła tupać nerwowo w jednakowym rytmie.

Rozglądnęłam się po chłodnym i sterylnym salonie, w którym się właśnie znajdowałam.

Sama.

Przekrzywiłam głowę na bok, kiedy mój wzrok spoczął na kominku. Jedyne miejsce w tym mieszkaniu, które wprowadzało nieco ciepła.

Boże, zaraz umrę z nudów.

Nigdy nie chciałabym mieszkać w takim domu.

Tak, nienawidziłam zagraconych mieszkań, takich na przykład, jak mój rodzinny, gdzie parapet jest traktowany, jako schowek na wszystkie bibeloty. Ale jeśli miałam wybierać między tak nowoczesnym wystrojem, a ciepłymi i nieco zagraconymi pokojami, to zawsze wybrałabym to drugie.

Z drugiej strony, to wszystko idealnie pasowało do Matta. Na swój dziwny i pokręcony sposób ten dom także był zamknięty, jeśli można tak określić mieszkanie. Nie było tu niczego osobistego, żadnego zdjęcia, pamiątki, wazonu. Po prostu… pusto. Jedyną rzeczą która nie pasowała do całej aury było nasze zdjęcie, które osobiście położyłam na kominku. I już tak zostało.

Z oddali spojrzałam w stronę okna, które pełniło także funkcję ściany. Uśmiechnęłam się lekko, zauważając, że słońce wychodzi zza chmur.

W końcu. Był dopiero luty, ale pogoda dopisywała coraz częściej. Osobiście, miałam już dosyć rękawiczek, szalików i kozaków. Marzyłam tylko o mojej wiosennej skórze. I miałam nadzieję, że zima do nas nie zawita po raz kolejny.

Skrzywiłam się, kiedy usłyszałam pukanie za sobą.

Kto to, do cholery mógł być? Na pewno ktoś, kogo Matt zna. Ochrona nie wpuszcza nieznajomych.

Głośne pukanie rozległo się ponownie.

Odwróciłam się niechętnie i ruszyłam do drzwi. Otworzyłam je powoli z marsem na czole.

Oczywiście, nie za szeroko, ledwo co mieściłam głowę, ale to w zupełności wystarczało. Wiadomo czy to nie jakiś psychopata?

Zmrużyłam oczy, skanując mężczyznę stojącego naprzeciwko mnie.

Wysoki, dobrze zbudowany, ciemnowłosy, wyglądał na takiego, który nie pracuje w biurze. I nie wiedziałam, czy mam się zaczynać bać.

Obserwowałam, jak na chwilę na jego twarzy pojawia się zaskoczenie, ale moment później uśmiecha się nerwowo i kiwa głową.

- Dzień dobry. Dzwoniłem do pana Warda, jednak nie odbierał. Umówiłem się z nim na późniejszą godzinę, ale nastąpiła zmiana planów. Przed moim wyjazdem chciałbym przekazać dokumenty, o które mnie prosił.

Patrzył na mnie wyczekująco, a ja za bardzo nie wiedziałam o co mu chodzi. Zerknęłam na jego rękę, trzymał w niej teczkę.

- Matta, znaczy się pana Warda, nie ma. - Mruknęłam.

Przytaknął szybko, przystępując z nogi na nogę.

- Czy może pani pozostawić je w gabinecie pana Warda? Byłbym wdzięczny. - Uśmiechnął się szeroko, choć zauważyłam, że nie był to radosny uśmiech, raczej odruch czy nawyk.

Powoli wysunęłam rękę w jego stronę i zabrałam od nieznajomego papiery. Schylił głowę na pożegnanie i już po chwili go nie było.

Uniosłam brwi do góry, zamykając za sobą drzwi.

Co to było?

Skrzywiłam się.

Coś na pewno dziwnego. Wzruszyłam ramionami. Przynajmniej nie okazał się mordercą. Ruszyłam do gabinetu Matta i od razu uświadomiłam sobie podstawową rzecz.

Zaufaj MiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz