Rozdział 20

16.6K 953 30
                                    

- Jesteś zmęczona?

Oderwałam wzrok od radia, gdzie szukałam jakieś fajnej piosenki. Matt zatrzymał się na czerwonym świetle i spojrzał na mnie uważnie.

Uśmiechnęłam się uspokajająco.

- Nie. Oczywiście, że nie. Było świetnie, naprawdę.

- Mogłem bardziej przyprowadzić Willa do porządku.

Westchnęłam głośno.

- Zbeształeś go przy wszystkich za to, że podawał mi pieprz. Większego rygoru nigdzie nie widziałam. - Burknęłam, wracając do radia.

- To William. Za parę lat zrozumiesz.

Za parę lat? Czyli... Cholera, on naprawdę traktował mnie poważnie.

Albo po prostu tak mu się powiedziało.

- Zawieź mnie pod moje mieszkanie. Mam dużo roboty.

- Nie.

Zmierzyłam go wzrokiem, zdziwiona.

- Musze jutro iść do pracy, Matthew.

- Najpierw kolacja u mnie.

Tak, kolacja byłaby wspaniała, ale to nie zmieniało faktu, że nie szanował mojej decyzji. Zacisnęłam szczękę, mrużąc oczy.

- Nie cierpię, kiedy tak robisz. - Warknęłam.- Mam swoje życie i nie jesteśmy małżeństwem, abyś mnie tak kontrolował.

Westchnął głęboko. Próbowałam go zrozumieć, naprawdę. Ale nie ułatwiał sprawy.

- Próbuję być inny przy tobie, mniej kontrolujący, ale… - Zerknął na mnie na chwilę bezradnie, po czym dodał. - Próbuję, Natalie.

Przytaknęłam.

To leżało gdzieś w nim, jakiś sekret, coś, co go zmusiło do bycia takim, jaki jest.

Miał trudne dzieciństwo.

Nie patrzył na mnie.

- Zawieź mnie do mojego mieszkania. - Dotknęłam jego szyi, napierając palcami, zmuszając go, aby na mnie spojrzał. – Proszę.

Popatrzył na mnie ze zrezygnowaniem i jednocześnie ze zrozumieniem.

Powoli, zmusił się do przytaknięcia.

Odetchnęłam cicho.

Ugiął się. Było trudno, ale to pierwszy krok ku zwycięstwie.

W radio zaczęła lecieć piosenka All I Want For Christmas Is You.

Uśmiechnęłam się szeroko, szczypiąc Matta w ramie.

- Matthew, uśmiechnij się. - Byłam upierdliwa, jak Zuza, Caroline i Claudia razem wzięte i wiedziałam o tym. Sama nie wiem, jak ze mną wytrzymywał.

Ja bym ze sobą nie mogła.

Patrzył przed siebie tępo.

No dobra, czas na cięższą artylerie.

Zaczęłam głośno śpiewać do głosu Mariah Carey, po chwili wczułam się i było słychać już tylko mnie.

Przegryzł wargę, a po chwili wyszczerzył się szeroko, choć nadal był zdystansowany.

No tak, ten dzień był zbyt idealny, aby był prawdziwy.

Ale i tak świetnie się bawiłam. Z radosnym Mattem, tak rzadkim widokiem.

Zaufaj MiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz