Rozdział 17

17.8K 980 59
                                    

Rozdział 17

Zignorowałam dreszcz zimna i bez najmniejszego ruchu, nadal wpatrywałam się w niebo.

Barbara naprawdę wybrała piękne miejsce na te przyjęcie. W oddali od centrum Nowego Jorku było cicho i spokojnie, a powietrze było czyste, przez co obserwowanie gwiazd nagle stało się łatwe.

W oddali krzątali się robotnicy, przygotowujący pokaz fajerwerków.

Odetchnęłam głęboko, o dziwo, byłam spokojna. Zerknęłam na budynek, w którym zabawa trwała w najlepsze. Powinnam wrócić, ale z drugiej strony chyba nikt nie zauważył mojego wykradania się na ogród.

A w szczególności Matthew.

Prychnęłam do własnych myśli.

Przyznaję, jestem zazdrośnicą. Do takiego stopnia, że dziewczynę mojego brata traktuje, jak Voldemort Harrego Pottera. Jednak to nie moja wina, że jest ona rudowłosą, dwulicową, wredną lisicą. W innym przypadku byłabym bardzo tolerancyjna.

A więc, kiedy zauważyłam dawną miłość Matta u jego boku, nie będę kłamać, zakuło mnie coś. Jednak musimy zachowywać się, jak na dorosłych przystało, choć Matt czasami przypomina dużego dzieciaka.

Ze stoickim spokojem wypiłam jednego drinka z Barbarą, potem drugiego, trzeciego...czwartego i...

Nie pamiętam.

Spojrzałam na zegarek, obdarzając go gniewnym wzrokiem, tak, jakby to on był winny mojego paskudnego humoru.

Dwie godziny. Już od piętnastu minut stoję tutaj, a godzinę i czterdzieści pięć minut stałam, jak ta kłoda gdzieś na sali, próbując się za bardzo nie rzucać w oczy, jednocześnie widząc, jak Matt przez ten cały czas przyjemnie spędza czas z, argh, Victorią.

Chyba nie ma takiej kobiety na świecie, która nie byłaby zazdrosna w takiej sytuacji. Ba, dam sobie rękę uciąć, że każda byłaby wściekła, ale ja, jakoś opadłam z sił. Byłam tylko ciekawa, jak zareaguje Matthew, kiedy w końcu się skapnie, że wyszłam z sali.

O ile w ogóle się zorientuje.

- Będziesz chora.

Uśmiechnęłam się gorzko na szorstki ton głosu Matta. Poczułam, jak kładzie na moich ramionach swoją marynarkę.

Spojrzałam na niego. Nie wyglądał na radosnego.

- Nie twoja sprawa. - Syknęłam. Zmrużył oczy, uśmiechając się ironicznie.

- Przerabialiśmy już to. - Stwierdził stanowczo. Westchnęłam.

Ta, bla, bla, bla, gadaj zdrów, a głupiemu radość.

- Co tutaj robisz? - Spytałam, mając nadzieje, że wyczuje ironie.

Tym razem, jego oczy zmieniły się w szparki.

- Zniknęłaś, więc zacząłem cię szukać.

Udałam dziecięce zaskoczenie, wybałuszając oczy.

- Co ty nie powiesz? Zniknęęęłaaaam? Coś podobnego.

Roześmiał się, choć wcale nie widziałam radości w jego oczach. Nagle, ta cisza i spokój stały się krępujące.

- Dlaczego wyszłaś? - Przyzwyczajona, dostrzegłam, że on nie pyta. On po prostu żąda odpowiedzi.

Czy to nie oczywiste? Zobaczył tylko swoją dawną miłość i zapomniał o mnie na półtora godziny!

- Zgadnij. - Mruknęłam, odwracając wzrok od jego penetrującego spojrzenia.

- Zachowujesz się niedorzecznie.

Zaufaj MiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz