Rozdział 27

16.5K 944 51
                                    

Rozdział 27

- Zaraz cię strzele. - Syknęłam.

Nie zrobiło to większego wrażenia na moim towarzyszu. Matt Ward, znany też, jako najbardziej irytujący i zarazem intrygujący mężczyzna na świecie, nadal siedział naprzeciwko mnie, całkowicie niewzruszony.

Sięgnął ręką, zmieniając stronę w gazecie, którą czytał. Jak zwykle, czytał o polityce.

Wydałam z siebie dziwne charknięcie i spojrzałam bezcelowo w okno, po raz kolejny próbując wywnioskować gdzie możemy się znajdować. I chociaż już lądowaliśmy, a tak naprawdę to wylądowaliśmy, to i tak nie miałam zielonego pojęcia gdzie jesteśmy. A Matt nie był skłonny do odpowiedzi.

Najchętniej wybiegłabym z tego samolotu i zobaczyła w jakim mieście jesteśmy, ale Matt nadal siedział spokojnie, więc nie wychylałam się za bardzo. Może po prostu wylądowaliśmy, aby zatankować.

- Musisz trenować swoją cierpliwość, Natalie. - Powiedział, a ja spojrzałam na niego wściekle. Co za arogant.

- A ty musisz się trzymać z daleka ode mnie. - Mruknęłam ironicznie.

Powoli przesunął swoje spojrzenie z gazety na mnie. Uniósł jedną brew i uśmiechnął się szelmowsko.

- Przykro mi, nie da się zrobić.

Przewróciłam oczyma. Zawsze musiał to robić. Zawsze musiał być takim manipulatorem; najpierw sprawiał, że miałam go dość, a potem robił coś niespodziewanego, przez co miałam ochotę go wyściskać. No dobra, może niekoniecznie wyściskać, może coś bardziej seksownego, bardziej...

Stop. Jesteś na niego zła, Scott. Pamiętaj.

- Matthew, błagam cie, ledwo co zdałam z geografii i do szesnastego roku życia nie wiedziałam, gdzie jest Kanada. - Na jego ustach pojawił się lekki uśmiech. Zmrużyłam oczy. - Jeśli będziesz się ze mnie śmiać, to wychodzę. - Stwierdziłam, unosząc głowę wysoko. Znów spojrzałam w okno, ale tym razem oprócz innych samolotów zobaczyłam coś jeszcze. Coś w oddali. Sapnęłam i zszokowana spojrzałam na Matta. Obserwował moją reakcje spod długich rzęs.

- Spokojnie, nie pomyl się, w końcu nie jesteś dobra z geografii. - Mruknął z ironią. Skrzywiłam się. Nie byłam dobra z geografii, ale nie aż tak. Robił sobie ze mnie jaja i gdybym nie była w samolocie, który zapewne jest wart parę milionów to pewnie rzuciłabym w niego szklanką.

- To wieża Eiffla, idioto! Aż tak głupia nie jestem. Dlaczego nie wychodzimy? - Wzruszył ramionami, wskazując mi otwarte drzwi. Zmarszczyłam nos.

- Droga wolna.- Powiedział z przyjaznym uśmiechem.

Oho, coś jest nie tak. Na pewno tutaj nie zostajemy, skoro drzwi są otwarte, a ten siedzi, jakby w końcu znalazł swój tron.

- Dlaczego ty nie wychodzisz? - Odłożył gazetę na bok, patrząc na mnie rozbawiony.

- Czekam na ciebie. - Odpowiedział tak, jakby to było najzwyklejszą rzeczą na świecie.- A ty?

- A ja czekam na ciebie. - Odpowiedziałam, uśmiechając się krzywo.

Matt roześmiał się cicho.

- Widzę, że masz problemy z zaufaniem.

Przewróciłam oczyma.

- Odezwał się ten, co ufa każdemu. - Zaakcentowałam słowo „każdemu”, tak że bardziej zabrzmiało, jak "mi".

Posłał mi oczko.

- Pracuję nad tym. - Wstał, nałożył płaszcz na siebie i uśmiechnął się chłopięco. - Idziemy?

Zaufaj MiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz