Rozdział 39

13.4K 837 28
                                    

Rozdział 39

Spoglądnęłam w stronę okna. Nie miałam nic lepszego do roboty w więzieniu, kiedy to czekałam na Jacka.

Zmrużyłam oczy, patrząc na taksówkę, stojącą przy krawężniku. Widziałam ją już wcześniej, zwróciłam na nią uwagę, bo zółty lakier na całych bocznych drzwiach odszedł i został sam metal. Po chwili odjechała.

Wzruszyłam ramionami.

Zerknęłam na zegarek. Cholera, muszę się spieszyć. Nikt nie wie, że tu jestem.

Uśmiechnęłam się kwaśno. Ta, znajdowałam się w sali do odwiedzin, gdzie od więźniów przedzielała nas kilkucentymetrowa szyba, a rozmawiać mogliśmy jedynie przez telefon, ale i tak dziewczyny nie pozwoliły mi nigdzie iść.

Caroline uznała, że lepiej w ogóle nie pokazywać się w więzieniu, nigdy nie wiadomo, kiedy więźniowie zorganizują bunt, oczywiście powiedziałam jej, że żyje filmami sensacyjnymi.

Za to Claudia stwierdziła, że Jack pewnie nie ma mi nic do powiedzenia.

Na koniec oznajmiły, że będą mnie pilnować i że mają nadzieje, że przemówiły mi do rozsądku.

Nic z tych rzeczy. Miały rację, tak. Ale byłam ciekawa co ma mi do powiedzenia. A nawet jeśli nic ważnego, to zawsze mogę to obrócić przeciw niemu w sądzie. Chociaż i tak nie sądzę, żeby wywinął się od siedzenia co najmniej parę ładnych lat.

Tak czy inaczej, nie okłamałam dziewczyn, nawet powiedziałam, że spotykam się z Lucy. Pominęłam tylko jeden mały szczegół, że dopiero za dwie godziny.

Co do Matta, nawet mu o tym nie wspominałam. Przecież i tak ostatnio w ogóle nie był rozmowny.

Skrzywiłam się.

Tak samo, jak szybko sprawił, że moje życie przybrało wiele kolorów, tak samo szybko wszystko znów staje się szare. Nienawidzę takich dni, kiedy wydaję mi się, że już bliżej siebie nie możemy być, a następnego dowiaduję się, że wynajął detektywa i, że spędził dwa lata w poprawczaku. Nienawidzę, kiedy po tych świetnych chwilach, które będą wspaniałymi wspomnieniami, nagle wszystko się psuje.

No, przynajmniej w moim życiu towarzyskim.

Gdyby nie sprawy sercowe? Ha, byłabym najszczęśliwszą osobą na ziemi.

Lucy powoli zaczyna odżywać, kiedy z nią rozmawiam już nie rozgląda się nerwowo na każde strony, David jak zwykle robi...coś. Z nim nigdy nie wiadomo. Caroline, mimo jej narzekań, świetnie wiodło się z Oliverem. Tylko patrzeć, kiedy się od nas wyprowadzi. Wiem, że zawsze przyrzekała, że zestarzejemy się razem w tym mieszkaniu i do całego pakietu kupimy jeszcze kota, jednak nie mogłabym jej winić, gdyby chciała się wyprowadzić. Byłyśmy dorosłymi kobietami i jakoś bez co wieczorowego wina się obędziemy. Oby tylko była szczęśliwa. A Claudia? Malowała, jak szalona, ostatnio zrobiła wystawę, znów okazała się sukcesem. I była... radosna. Rodzice po raz pierwszy w życiu wyjechali do Europy na wakacje i mogłam sobie tylko wyobrazić, jak bardzo sobie dokuczają i się nawzajem wyzywają.

Tak, cali moi rodzice.

Usłyszałam głośne pukanie i mój wzrok podążył w stronę szyby.

Jack Montgomery usiadł naprzeciwko mnie z tym jego obleśnym uśmieszkiem, który pamiętałam jeszcze z czasów liceum.

Czarne, zaczesane do tyłu włosy, tego samego koloru oczy, puste i oprócz ironii nie wyrażające nic innego. I szrama nad górną wargą.

Uśmiechnęłam się szeroko.

Zaufaj MiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz