Rozdział 12

17.6K 1K 86
                                    

Rozdział 12

- Zabrałeś mnie do Central Parku?

Z niedowierzaniem spojrzałam na jego dumny wyraz twarzy. Nie żebym narzekała, park wyglądał przepięknie, jednak to nie pasowało do niego.

Robił to tylko dla mnie.

Nagle, zatrzymał mnie, kładąc ręce na mojej tali. Przełknęłam ślinę.

- Zaczekaj tutaj, dobrze? Ja zaraz wracam.

Boże, był taki podekscytowany.

- No dobra. - Mruknęłam niepewnie.

- Nie uciekniesz? - Spytał rozbawiony.

Udałam, że się zastanawiam, a kiedy zauważyłam, że zaczyna się już niecierpliwić, podniosłam ręce do góry.

- Nie.

Kiwnął głową, po czym oddalił się energicznie. Odetchnęłam głęboko, patrząc na ludzi przechodzących obok mnie.

Byłam na randce z Mattem Wardem. Dziewczyny mi nie uwierzą. Ha! Nawet lepiej, zakrztuszą się z wrażenia.

Z drugiej strony, co ja tutaj robiłam? Przecież to był ten sam Ward. Ten, który zaproponował mi układ. Był tą samą osobą, a zarazem inną.

Był taki radosny. Tak nierealnie podekscytowany i zrelaksowany, że zapominałam, że jest miliardem i każdego dnia kieruje firmami i tysiącami pracowników.

A ja chyba coraz bardziej zaczynałam go lubić.

Argh.

- Milion za twoje myśli.

Odwróciłam się. Z zaróżowionymi policzkami i z nieco szybszym oddechem, stanął naprzeciwko mnie. Jakby nigdy nic stał swobodnie, posyłając mi uwodzicielskie spojrzenie.

- Już raz to mi kiedyś powiedziałeś. I nie wyjawiłam niczego.

Wzruszył ramionami.

- Bo chyba zapomniałaś o fakcie, że w przeciwieństwie do większości ludzi, którzy tak mówią, ja faktycznie mam miliony.

Otworzyłam buzie. O cholera. Nie pomyślałam.

- Ward, to takie powiedzenie. Wszystko bierzesz dosłownie? - Zamiast odpowiedzieć, uniósł brwi wysoko. - Gdzie byłeś?

I wtedy zauważyłam, że coś trzyma za plecami. W obu dłoniach.

- Tu i ówdzie.

- Co masz za plecami? - Włączył mi się mój szósty zmysł szpiega.

Zrobiłam krok do przodu, on do tyłu. Zrobiłam kolejny, on także. Stanęłam, zaintrygowana.

Posłał mi usatysfakcjonowany uśmiech.

- Chodź w pewne miejsce. - Powiedział.

Prychnęłam.

- Ty pierwszy.

Spojrzał na mnie pobłażliwie. Na moment wrócił chłodny Ward.

- Panie przodem. - Burknął.

Ruszył przed siebie, jednocześnie uważając abym nie zobaczyła, co trzyma za plecami. No, więc ruszyliśmy, ramie w ramie, ja, lekko obrażona i on,  uśmiechnięty do swoich własnych myśli.

Szłam prosto, próbując się nie przejmować wścibskimi spojrzeniami ludzi. No dobra, przyznaję, nie byłam, aż tak pewna siebie przy nim, a wszyscy naokoło mi nie pomagali. Kiedy tak patrzyli na mnie i zastanawiali się, co taki mężczyzna robi spacerując z taką kobietą, ja myślałam o tym samym.

Zaufaj MiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz