39.

366 20 5
                                    

Wracamy do domu. Wreszcie.

Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej.

Czekamy na lotnisku na samolot. Jestem wykończona całą podróżą, ale było fajnie. Imprezowanie, chodzenie do restauracji, randki, sesja...

*
Czuję czyjeś ciepłe usta na moim czole. Zmrużonymi oczami podnoszę wzrok na mojego chłopaka.

- Co się dzieje? - zapytałam lekko zachrypniętym głosem.

- Nic takiego. Za niedługo lądujemy. - odpowiedział głaszcząc moją głowę i składajac drugi raz pocałunek na moim czole.

*

Wylądowaliśmy.

Na lotnisku czekaliśmy na nasze bagaże. Gdy już miałam zbierać swoją walizkę z taśmy wyręczył mnie mój "warkoczykowy" mężczyzna. Okazał się dość spory problem, ponieważ walizka Billa gdzieś się zawieruszyła.

- Jedźcie już do domu. - oznajmił poważnym tonem Bill z skrzyżowanymi rękoma. - Sprawdźcie czy reszta nie zdemolowała domu.

- Poradzicie sobie? Kto was odbierze? - dopytywał Tom.

- Damy radę, jedźcie.

Oboje z Tomem skinęliśmy głowami na znak, że rozumiemy. Zamówiłam taksówkę, która po 10 minutach przyjechała pod lotnisko.

*
Dom wygląda jak przed naszym wylotem. To dobrze. Zaraz okaże się czy to tylko pozory.

Wraz z Tomem stanęliśmy z bagażami przed domem. Po paru minutach namysłu postanowiłam wyjac klucze i otworzyć drzwi.

Z domu wyniosł się odór alkoholu, wymiocin, perfum i wszelakiego jedzenia i czegoś zgniłego. Fuj.

- Czuję, że Gustav i Georg będą mieć sporo do roboty. - oznajmiłam ze skwaszoną miną.

- Dlaczego? - zapytał podchodząc do mnie.

- Czuć, że zrobili imprezę. - powiedziałam ton głośniej podwijając rękawy niebieskiej bluzy.

Zamknęłam jeszcze raz drzwi i zaczęłam mocno w nie uderzać. Po paru minutach otworzyłam głośno drzwi i weszłam jak poparzona do domu. W salonie nikogo nie było.

- Tom? - zawołałam niepewnie swojego chłopaka.

Nie wiele myśląc weszłam po schodach do góry. Na korytarzu brak jakiejkolwiek żywej duszy oprócz mnie. Wszystkie pokoje sprawdzone mój, Billa, Gustava, Georga, pralnia, łazienka a nawet stary pokój Toma. Nie było nikogo. To w takim razie, gdzie podziała się reszta?

W pokojach otworzyłam drzwi, a na dole taras, żeby się przewietrzyło.

- Naprawdę nie ma nikogo? - zapytał Tom rozglądajac się po salonie.

- No tak. Zastanawia mnie skąd ten zapach czegoś zgniłego. To był drugi zapach po alkoholu jaki poczułam, ale też nie ma żadnych oznak, że była tutaj impreza. Nic nie ma, a pokoje są czyściutkie.

Tom wyciągnął telefon, po czym dołożył go do ucha.

- Gustav? Hej stary proszę, przyjedź do domu, dobra? - Tom poprosił Gustava przez telefon.
- Okej dobra to cześć. - rozłączył się.

- Ma być za dziesięć minut. - oznajmił.

Przytaknęłam głową.

Ech... Zostawić dwóch chłopa samych w domu na tydzień. Masakra.

*

- Boże jak dobrze być już w domu! - zawołał głośno Bill wzdychajac.

- Udało się ogarnąć te walizki? - zapytałam siedząc na kanapie przykryta białym jak i miękkim kocem.

- Tak. - odparł kierując się na górę.

Ostatecznie jak się okazało. Zginły zapach wywodził się z spiżarni, w której były zepsute owoce. Gustava nie było przez tydzień w domu, więc Georg dostał opieprz od Toma.

- Jak tam u ciebie kochana? - zapytała z promiennym uśmiechem Sophie.

- A jak ma być u mnie? Jest okej, jednak jestem trochę zła na Georga, że nie zadbał o dom.

- Ajć... Nagrabi sobie, tak czuję. - syknęła robiąć skwaszoną minę.

- No na pewno. Nie ujdzie mu sucho. - skwitowałam.

Racja... Nagrabi sobie, jednak jest dorosłym człowiekiem.

Wyślizgnęłam się z ciepłego koca i podeszłam do kuchni. Nalałam wody do czajnika i zachorowałam wodę. Wyjęłam z szafki owocową herbatę i biały, porcelanowy kubek. W trakcie gdy woda się gotowała sięgnęłam po swój telefon. Wykręciłam numer do mamy.

- Halo? - zapytałam przykładając telefon do ucha.

- Halo?.. - zapytał mężczyzna łkając.

- Andrew? Co się dzieje? - zapytałam znacznie zmieniając swoje zachowanie. Andrew jednak nie odpowiadał.
- Andrew?! Odezwij się! - podniosłam głos.

- A-Abi... - powiedział zapewne z gulą w gardle.

- Zaraz będę. - odpowiedziałam stanowczo rozłączjac się.

Wyłączyłam czajnik i pobiegłam do przedsionka. Ubrałam buty oraz płaszcz i wybiegłam z domu. Stojąc przy samochodzie zapomniałam kluczy, więc niewiele myśląc zaczęłam biec do domu mamy.

Czy mnie coś pogrzało, że chce biegac przy -2°? Tak.

Czy na serio chcę mi się biegać 4 kilometry? Tym bardziej tak!

Ledwo co nabierałam powietrza, lecz dość szybko znalazłam się pod domem. Zdyszana wbiegłam do środka. Ujrzałam Andreasa, mamę i Abi...

- Co się stało? - zapytałam ciężko oddychając.

- A-Abi... Nie żyje. - wyłkała moja mama wybuchając po sekundzie płaczem.

Ta wiadomość zmroziła mi krew w żyłach...

- Jak to?! Jak to się stało?! - pytałam czując łzy na policzkach.

- Ktoś ją podrzucił... Martwą.

- O kurwa... - powiedziałam szeptem podchodząc zapłakana do ciała psa.

Jaka suka to zrobiła?! Zabije tę osobę!

___________________________________

Biedna Abi😞...
  Jak myślicie, ile będzie trwać pierwsza część tej książki? Dajcie znać, czy Wam się podoba rozdział!

|| Enemies ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz