14

73 1 0
                                    

Siedzimy właśnie w samolocie. Przekazaliśmy informacje dla pracownika Eric'a, miałam nadzieję, że sobie da radę. Cieszyłam się, że wracam do domu. Mam dość latania. Po chwili zasnęłam. 

O 16:00 już byliśmy w Nowym Jorku. Wyszliśmy z samolotu i ruszyliśmy do auta. Jake odwiózł mnie do domu, a sam pojechał do siebie. Rozpakowałam się po czym przebrałam w czarne spodnie i beżowy crop top. Od dłuższego czasu tak się nie ubierałam, więc w końcu zdecydowałam na to. Ubrałam botki na obcasie i czarny płaszcz. Gdy byłam gotowa poszłam do auta. Wsiadłam do niego i ruszyłam do firmy Eric'a. Byłam tam w kilka minut. Weszłam szybko do środka. 

- Dzień dobry panno Evans. - przywitała się sekretarka Eric'a. 

- Dzień dobry Lauro. Eric jest w biurze?

- Tak. 

- Super. Miłego dnia.

Ruszyłam na górę mijając się z pracownikami. Weszłam do biura brata. Siedział przy biurku wypełniając jakieś papiery.

- Cześć bracie. - przywitałam się. Spojrzał się na mnie. 

- Cześć Aria. Miło mi cię widzieć. Jak tam sprawa w Madrycie?

- Myślę, że dobrze. Twój pracownik tam przejął pałkę po mnie. 

- To wspaniale. Dobrze, że mieliście na to oko. Byłaby straszna wpadka.

- Wiem. Ale wybrnęliśmy z tego.

- Jak tam z Ivan'em? - spytał mnie. 

- Nijak. Nie rozmawiajmy o tym okej?

- Cały czas tak mówisz odkąd zaczęłaś u siebie pracować jako na praktykach. Możesz mi powiedzieć przecież. 

- Wiem, ale to dla mnie ciężki temat i nie rozwiązany. Próbuję zająć się pracą.

- Rozumiem. Ale nie możesz wiecznie zatapiać swoich smutków.

- Dobra muszę już uciekać. Do zobaczenia. - ominęłam ten temat.

- Do zobaczenia. 

Wyszłam z budynku i wsiadłam do auta. Zastanawiałam się nad tym co powiedział Eric. Ma rację, ale ja inaczej nie umiem. Przypomnieli mi się rodzice. Od śmierci ojca nie byłam na cmentarzu więc to czas i pora. Wyjechałam z pod firmy brata i ruszyłam na cmentarz. Chciałam pobyć i pomyśleć, że tata jest razem ze mną.

Usiadłam na ławce koło grobu. Patrzyłam się na wizerunek mamy i taty na płycie nagrobka. Tęskniłam za nimi bardzo. Łzy zaczęły lecieć ciurkiem.

- Tato! Mamo! Dlaczego was nie ma tu? Dlaczego musieliście zginąć właśnie gdy byłam młoda? Tęsknię za wami i brak mi was tu. - mówiłam zapłakana do nagrobka.

- Pani rodzice spoglądają na pewno z góry. Cały czas są przy pani. - odezwał się damski głos za mną. Obejrzałam się za siebie i zobaczyłam starszą panią o siwych włosach.

- Wiem. Ale to nie jest takie łatwe przyswoić do siebie ich stratę. Tym bardziej, że mam zaledwie 20 lat i ciąży na mnie obowiązek za firmę ojca. - powiedziałam.

- Rozumiem cię doskonale. Miałam podobnie jak ty, ale inne okoliczności. Też straciłam rodziców za młodu gdy miałam iść na studia. Cały świat mi się w tedy zawalił, ale wiedziałam, że świat się jeszcze nie zakończył i muszę żyć dalej. Ty sie nie poddawaj. Jesteś młodą dziewczyną i silną. Dasz sobie radę. Uwierz mi. - powiedziała z uśmiechem kobieta.

- Dziękuję. Jak się pani nazywa?

- Sara Diamont.

- Miło mi. Aria Evans. - przedstawiłam się.

My loveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz