Rozdział 8

735 28 11
                                    

Wsiadłam na konia, po czym uderzyłam go po bokach stopami i pociągnęłam lejcami. Zwierzę na chwilę stanęło na tylnych nogach i wpadło w gwałtowny galop, gnając przez szeroką polanę. Niedaleko znajdował się las, gdzie mogłam się schować.

— Jeszcze trochę... Jeszcze trochę... — powiedziałam pod nosem, po czym popędziłam konia do jeszcze szybszego biegu.

Nagle straciłam równowagę przez uderzenie mnie czymś wielkim i ciężkim. Spadłam z konia, lądując na tyłku przy początku lasu.

— Nie ociekniesz przez konsekwencjami. Żaden układ cię nie uchroni — zobaczyłam czarną postać przed sobą, która za swoją szatą chowała długi miecz, a jej twarz wykrzywiła się w szerokim, zlowrogim uśmiechu.

— Zuza! Obudź się! Hej! — nagle ocknęłam się, podniosłam się do siadu i otworzyłam oczy, które musiałam mieć jak pięć złoty.

Spojrzałam na przejętego chłopaka, który siedział obok mnie na łóżku, a tle była zapalona moja lampka nocna, lecz światło skierowane było w ścianę, więc dobrze go widziałam. Jego dłoń spoczywała na mojej ręce, przez co gdy tylko to sobie uświadomiłam, przeszedł mnie nagły dreszcz.

— Co się stało? Czemu siedzisz na moim łóżku?! — prawie krzyknęłam, choć potem mogłam sobie przybić piątkę z własnym czołem za takie głupie pytania.

— Miałaś zły sen. Krzyczałaś i wierciłaś się mocno, przez co obudziłem się i…

— Ach… Zły sen… — opadłam na poduszki — Dzięki Bogu, że to tylko zły sen.

— Ale już ci lepiej?

— Tak, ale muszę jeszcze ochłonąć… — zerknęłam ponownie na niego, który wyglądał, jakby bił się z myślami.

— Już na spokojnie zaśniesz? — spytał opiekuńczo.

— Chyba… Chociaż pewnie nie tak łatwo mi będzie… — przetarłam oczy i poprawiłam włosy, których miałam nagle tak dużo na twarzy.

Nagle jego palce przeniosły się do ostatnich luźnych kosmyków, odtrącając moją dłoń i zakładając je za ucho. Zrobił to z niesamowitym skupieniem i precyzją, że chwilowo zaparło mi dech. Wpatrywałam się w niego jak w święty obrazek, choć wiedziałam, że to i tak wszystko jest na pozór. By zacieśnić relację i łatwiej odgrywało się parę przed moimi rodzicami. Tylko był jeden, mały problem — Mikołaj był naprawdę przystojny i coraz trudniej było mi sobie wierzyć, że to wszystko jest udawane, a po wakacjach będziemy znowu nieznajomymi.

— Zostań jeszcze chwilę. Dopóki nie zasnę — gdy miał zamiar wrócić do spania, zatrzymałam go, łapiąc spontanicznie za nadgarstek.

— Pod warunkiem, że szybko zaśniesz — odparł, podsuwając się bliżej zagłówka mojego łóżka.

— Nie obiecuję, ale spróbuję — uśmiechnęłam się, po czym położyłam się na boku, przodem do niego i powoli zamknęłam oczy.

— Co ja z tobą mam… — usłyszałam jego delikatny szept, a po chwili lekkie przebłyski światła przez powieki zniknęły, wraz z charakterystycznym dźwiękiem gaszenia lampki.

Zaśmiałam się, starając uspokoić moje ciało, by łatwo poddało się spokojnemu snu. Jednak w mojej głowie pojawiały się różne myśli, ale królowała w nich tylko jedna. Miałam tego świadomość, ale nie wiedziałam, że tak na to zareaguję. Tak zareaguję na jego stosunkową bliskość…

Wsunęłam obie dłonie pod głowę, zaczynając głęboko oddychać. Po chwili poczułam jego palce, które delikatnie muskały moją skórę przy nadgarstkach. Odruchowo uśmiechnęłam się, powoli odpływając w krainy Morfeusza. To było naprawdę relaksujące…

OCZY NIGDY NIE KŁAMIĄ ⦁ KonopskyyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz