Rozdział 21

604 35 7
                                    

Powoli niebo pokrywało się czernią, a lampy w okolicy dawały światło na pustawe chodniki i ulice. Walnąłem się na kanapę z zamiarem obejrzenia jakiegoś serialu, przy którym odpocznę. Jednak w trakcie wyszukiwania dobrej pozycji, mój telefon się rozdzwonił jak oszalały. Odebrałem w ostatniej chwili.

— No nareszcie! Ile trzeba się czasem do ciebie dobijać to ja i pan Bóg wiemy! — usłyszałem głos Zuzki po drugiej stronie.

— A może by tak inaczej. Na przykład: "Witaj mój drogi Mikołaju! Czy wszystko u ciebie w porządku, bo niepokoję się o ciebie, gdyż dość późno odbierasz ode mnie połączenia. Czy coś jest nie tak?"

— Oj, dzisiaj może być ciekawie jak ci głupawka strzeliła do głowy — odparła, na co zaśmiałem się.

— Tak jakoś mnie wzięło, gdy ty zadzwoniłaś.

— Miło mi niezmiernie! Ale dzwonię nie tylko na pogaduszki wieczorne.

— Nawijaj.

— Miałbyś jutro czas, żeby się spotkać? Od jutra są juwenalia, więc nieco przysłowiowo "studenci przejmują miasto". Ja niestety aż taka imprezowa nie jestem, a dodatkowo zdecydowanie wolałabym ten czas spędzić z osobą inteligentną i raczej bez alkoholu...

— Zaskoczyłaś mnie, nie ukrywam.

— Cóż, w takich sprawach staram się nie owijać w bawełnę.

— Bardzo mnie to cieszy. Nie ma sprawy, pasuje mi jutro. Ale dopiero będę gotów od dziesiątej lub jedenastej, bo na siódmą mam trening u brata.

— Jedenasta to za późno, więc jadę z tobą!

— Serio chcesz?

— No a czemu by nie? Zawsze chciałam zobaczyć jak to wygląda na żywo.

— Wstaniesz tak wcześnie?

— Jeśli się chce to się potrafi — mogłem przysiąc, że teraz wyszczerzyła usta w szerokim zadziornym uśmiechu.

— Jesteś straszliwie uparta — parsknąłem śmiechem.

Kontynuowaliśmy rozmowę przez następną godzinę, by skończyć ją o w miarę nie za późnej porze, by każde z nas mogło się spokojnie wyspać. O szóstej rano zadzwonił mój budzik, więc ogarnąłem się dość szybko i wsiadłem do samochodu, by pojechać po dziewczynę. Czekała przy drodze, więc na chwilę zatrzymałem się, by zdążyła wsiąść i zapiąć pasy bezpieczeństwa.

— Szacun za tak wczesne wstanie — pogratulowałem jej.

— Szacun za to, że się nie spóźniłeś — odpowiedziała mi.

— No wiesz ty co? Ja się nigdy nie spóźniam! — spojrzałem na nią z rozbawieniem.

— Nie gadaj już tylko ruszaj, bo faktycznie się spóźnisz ten pierwszy raz — dodała ze śmiechem, na co prychnąłem pod nosem i pojechaliśmy do domu brata.

Gdy dotarliśmy na miejsce, Robert wyszedł na zewnątrz zbić ze mną piątkę i przy okazji wcześniej wyrzucić śmieci. Widok blondynki, która wysiadła z drugiej strony samochodu mocno go zaskoczyła.

— A kogo dzisiaj gościmy? — podszedł do nas i otworzył nam furtkę.

— To Zuza. Przyjaźnimy się już od jakiegoś czasu — wyjaśniłem mu szybko.

— Brat-zagadka. Ale coś podejrzewałem... — puścił do mnie oczko — Witam piękną panią. Robert jestem.

— Witam również. Zuza — odrzekła i uścisnęła jego wyciągniętą dłoń.

OCZY NIGDY NIE KŁAMIĄ ⦁ KonopskyyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz