Rozdział 41

192 12 5
                                    

Stałam wśród ogromnej grupy młodych osób. Kilkanaście metrów przede mną znajdowała się wielka scena przypominającą z wyglądu tą z Sun Festivalu. Nagle muzyka stopniowo stała się coraz głośniejsza, powodując, że niemal zatykała mi uszy. Czułam się niedobrze, więc odwróciłam się i wybiegłam z tłumu. Gdy moje dolegliwości opuściły mnie, po mojej lewej stronie w pewnym odstępie usłyszałam znajomy głos, który był przyczyną moich nieprzyjemnych dreszczy.

— Zuzia nasza! No wreszcie! Nie mogłem się ciebie doczekać! — zbliżył się do mnie, niemal szepcząc mi do ucha.

— Odejdź stąd… Ja nie chcę… — szepnęłam, jakbym miała wrażenie, że coś ściskało moje gardło. Norbert od razu obrócił mnie przodem do siebie.

— Nie daj się prosić! Skoro jesteś na tym rapowym festiwalu to raczej słuchasz takiej muzyki, prawda? Kolejny ma grać Gibbs, więc może dasz się namówić na wspólne wariacje taneczne?

Nie mogłam mu odpowiedzieć. Chociaż bardzo chciałam. Lecz niespodziewanie tuż za mną poczułam czyjąś obecność, a cały strach odleciał ze mnie jak powietrze z pękniętego balonika.

— Nie rozumiesz, kiedy dziewczyna mówi “nie”? Rysujesz się na takiego dżentelmena, kiedy w pobliżu jest twój ojciec, a gdy go nie ma to zachowujesz się jak palant? — jego głos był śmiertelnie poważny.

— I co z tego? Nakablujesz na mnie? — Norbert zadarł głowę do góry i roześmiał się.

— Wiem, co zrobić, żeby ten twój durnowaty uśmiech zszedł z twojej parszywej mordy — chwilowo zabrakło mi tchu, gdy jego dłoń zsunęła się na mój brzuch, a po chwili zostałam przyciągnięta plecami do jego torsu.

— Myślisz, że będę się ciebie bał? Żartujesz sobie ze mnie!

— A myślisz również, że nasz kumpel działa sam? — nagle odezwał się Krystian, który stanął po naszej lewej stronie, zrównując się z nami.

— A co? Pobijesz mnie? Skoro tak chwalisz się swoimi mięśniami? Ćwiczyłem kiedyś sztuki walki, więc wiem jak się bronić — uśmiechnął się szeroko.

— Jeśli już to będzie walka dwa i pół na jednego i ćwiartkę, bo ja nadal ćwiczę sztuki walki — Grzesiek zjawił się po prawej stronie, lecz zatrzymał się dopiero przy Norbercie.

Byłam zaskoczona finałem tej sytuacji. Byłam pewna, że w tłumie nie ma nikogo, kogo mogłabym znać. Lecz jednak on zjawił się przy mnie pierwszy. Teraz stałam przytulona do Mikołaja i wiedziałam, że jestem bezpieczna. Odetchnęłam z prawdziwą ulgą. Jestem bezpieczna.

Powoli światło zza okien zaczęło dostawać się do środka pokoju. Otworzyłam oczy, ale szybko je zamknęłam. Obróciłam się na bok, twarzą do oparcia sofy. Na moje usta wpłynął szeroki uśmiech, a nogi z radości poruszyły się w górę i w dół, ocierając się o siebie nawzajem. Przeczesałam dłonią włosy, które zaatakowały mnie z różnych stron.

— Wariatka ze mnie — pomyślałam — Ale to było takie piękne. Boże drogi… — westchnęłam — A która jest godzina? Mam już wstawać czy jeszcze nie?

Podniosłam się do siadu i otworzyłam jedno oko. Zlokalizowałam swój telefon leżący na ławie przede mną, którego po chwili wzięłam do dłoni. W tej pozycji słońce chowało się za ścianą, więc mogłam swobodnie i normalnie spojrzeć na cały pokój. Mój wzrok w pewnym momencie natknął się na postać, której raczej nie spodziewałabym się tutaj w tym miejscu. Chłopak, który we śnie dał mi to poczucie bezpieczeństwa, którego szukałam, spał na krótszej części narożnika w literze “L”. Włosy miał rozwichrzone, a czarna już nieco znoszona koszulka i luźne spodnie lekko odsłaniały jego bok. Wpatrywałam się w niego przez dłuższą chwilę, będąc nim kompletnie zauroczona.

OCZY NIGDY NIE KŁAMIĄ ⦁ KonopskyyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz