Rozdział 36

232 19 5
                                    

Te kilka dni po moim powrocie do “rodzinnego domu” minęło jak za mrugnięciem oka. Udało mi się naszkicować dwa nowe pomysły, które urosły mi w głowie w przypadkowej chwili (później będę kończyć pracę farbami). Odespałam niektóre dni w semestrze, gdzie musiałam zrywać się już o wpół do siódmej, by się wyrobić na (dosłownie) poranne zajęcia. Mamę przyjęli do pracy w Galerii Hosso na placu Ratuszowym w jednym ze sklepów z odzieżą, dlatego w tygodniu miałam cały dom dla siebie.

W piątek rano wstałam dopiero po dziesiątej. Może gdyby nie zajęcie się telefonem przez prawie dwie godziny to zwlekłabym się wcześniej, ale wolałam już o tym nie rozmyślać. Pościeliłam łóżko i rozszczelniłam okna. Znów zapowiadał się jeden z bardzo ciepłych dni, więc nie chciałam, by pokój zamienił się w saunę. Potem przeszłam do kuchni w poszukiwaniu czegoś dobrego na śniadanie. Kiedy wstawiałam garnek z wodą na kiełbaski na palnik, rozdzwonił się mój telefon, który został na łóżku. Wzięłam go do ręki i nacisnęłam zieloną słuchawkę. 

— Tak, mamo? — spytałam, przystawiając smartfon do ucha.

— Będę wcześniej. Za dużo nie mam do roboty, a trzy z nas na spokojnie dadzą sobie radę. Kończę wykładać nową dostawę i wracam do domu. Coś kupić po drodze?

— Raczej nie trzeba. Chyba że uznasz to za potrzebne.

— Podjadę się do Biedronki niedaleko i zobaczymy. Na pewno nic nie chcesz?

— Nie, wszystko mam. Dzięki — uśmiechnęłam się lekko.

— No dobra. To będę się powoli zbierać. Do zobaczenia w domu za jakieś półtorej godziny.

— Jasne — odsunęłam telefon od ucha i rozłączyłam się.

Położyłam go na stole, a sama zajęłam się kończeniem śniadania, które potem zaniosłam do siebie. Umościłam się na łóżku i odpaliłam sobie kolejny odcinek Emily w Paryżu. Tak mocno wkręciłam się w ten serial, że błagałam w myślach reżyserów, by już zrobili kolejny sezon. Nawet nie zorientowałam się, kiedy drzwi wejściowe otworzyły się, a później dał się słyszeć szelest sklepowych toreb.

Zeszłam z łóżka, by pomóc mamie rozpakować zakupy. Otworzyłam lodówkę i zaczynałam chować w rozsądnych miejscach dwa opanowania sera żółtego, trzy opanowania wędlin, kolejne kiełbaski, sałatę i wiele innych. Rodzicielka włączyła małe radio, stojące na parapecie, które niedawno kupiła na wyprzedaży. Niespodziewanie ponownie główne drzwi z hukiem zamknęły się, a do środka wparował mój ojciec. Położył na kanapie swoją torbę, a potem poluzował krawat, aż następne poszedł jak oparzony do łazienki. Spojrzałyśmy na siebie z mamą, zdezorientowane.

— Kochanie, co się dzieje? — kobieta zdecydowała się odezwać.

— Ani się waż do mnie teraz odzywać! — krzyknął i uruchomił wodę z prysznica.

— Co mu się stało? — zapytałam półszeptem.

— Sama chciałabym wiedzieć — westchnęła — Dziękuję ci za pomoc.

— Nie ma sprawy — wróciłam do pokoju po brudny talerz z mojej ostatniej przekąski, którego w miarę szybko umyłam.

Gdy stałam oparta biodrami o blat kuchenny, z łazienki wyszedł tata, cały czerwony na twarzy. Włosy w nieładzie, a ręce drżały jak nigdy dotąd.

— Powiedz przecież. Widzę, że jest coś na rzeczy — próbowała wyciągnąć od niego mama.

— MÓWIŁEM CI, KOBIETO! CZEGO NIE ROZUMIESZ? NAJLEPIEJ NIE KŁAP JĘZOREM I DAJ MI SPOKÓJ! — wściekłość wymalowana na jego twarzy nie przynosiła nic dobrego.

OCZY NIGDY NIE KŁAMIĄ ⦁ KonopskyyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz