Rozdział 10

691 27 3
                                    

Oderwałem się od komputera, przy którym siedziałem już sporo czasu. Jeszcze raz zajrzałem do telefonu, czy aby przypadkiem ktoś nie podrzucił ciekawego newsa na nowy odcinek, ale póki co nic takiego nie wyświetliło się na ekranie. Oparłem się cały na fotelu, pochylając nieco głowę do tyłu i zamykając na chwilę oczy. Przeciągnąłem się, odczuwając jak mój żołądek domaga się jakiejś przekąski. Kilka godzin przy sprzęcie jednak wymaga jakiejkolwiek energii, więc powoli wstałem i poszedłem do kuchni, przygotować sobie coś prostego i szybkiego.

W trakcie kręcenia się po pomieszczeniu, wzięło mnie dziwnie na wspominki. Minęło już prawie dziesięć dni nowego roku, a ja cały czas wracałem do spędzonego sylwestra z Zuzą. Fakt, to było tylko telefonicznie, ale miało to w sobie pewien fajny klimat i... Sam nie wiem... Magię? Pomimo że rodzice wyjechali na potańcówkę do znajomych, a mój brat wyjechał do dziewczyny i jej rodziny to sądziłem, że nie będzie mi to zbytnio przeszkadzać. I tak przyzwyczaiłem się do siedzenia w domu samemu — oczywiście nie zapomniałbym o kotce, którą uwielbiam i ona mnie chyba też.

Ale ta rozmowa przez telefon i wcześniejsza wymiana wiadomości dała mi dziwne ciepło i spokój ducha. A to, że zwróciłem się do niej "gwiazdko" to było spontaniczne, ale myślę, że urocze. Bo Zuza już chyba zawsze będzie mi się kojarzyć ze świętami Bożego Narodzenia, czyli gwiazdką. Mam nadzieję, że dobrze mnie zrozumiała. Że przypadkiem ją tym nie uraziłem, bo nie miałem tego na celu, bo późniejsze szybkie zakończenie rozmowy mnie trochę zmieszało...

Nagle rozdzwonił się mój telefon, więc wróciłem do studia, gdzie go zostawiłem i od razu odebrałem połączenie.

— Siemanko Miko! Może otworzyłbyś mi bramkę? I drzwi? — po drugiej stronie usłyszałem pewnie siebie głos Krystiana.

— Kiedy przyjechałeś?

— Jakieś dwie minuty temu? Dobijałem się do ciebie, ale ty jakbyś był głuchy — zaśmiałem się na jego słowa.

— Dobra, już otwieram — przycisnąłem odpowiedni przycisk, słysząc charakterystyczne otwarcie furtki.

Przekręciłem klucz w zamku, otwierając drzwi niemal na oścież. Kumpel wszedł do środka, a ja szybko zamknąłem wejście, by nie mrozić środka, bo jak na złość w nocy spadło dość dużo śniegu i przez co utrzymywała się minusowa temperatura.

— I jak tam życie? Znowu sam siedzisz w tej dużej chacie? — zdjął buty i od razu poszedł do salonu, walając się na duża kanapę.

— No tak. A czego innego byś się spodziewał? — zbiłem z nim piątkę na przywitanie, po czym dosiadłem się do niego, zakładając nogę na nogę.

— Przywiozłem nam coś dobrego, bo na pewno obiadu nie jadłeś, chudzino — zmierzył mnie wzrokiem, po czym pokręcił głową na boki, stawiając papierową torbę na stół i wyjmując z nich styropianowe pojemniki — Mam nadzieję, że chińskie jedzenie ci nie zaszkodzi.

— Nie, w porządku. Dzięki — przyjąłem posiłek od niego, idąc po swoje sztućce.

— A Czarek gdzie?

— Ma później przyjść. Jestem na finiszu kolejnego filmu, więc ktoś musi go poskładać.

— Racja, a kto inny zrobi to lepiej niż on. Dobra, więc opowiadaj! — oparł się plecami o mebel i zaczynając zajadać chiński makaron z potrawką.

— Ale co mam ci opowiedzieć?

— No jak tam u Zuzki i jak sylwek, no nie?

— Normalnie. Znaczy w porządku — odparłem szybko, biorąc się za jedzenie.

OCZY NIGDY NIE KŁAMIĄ ⦁ KonopskyyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz